niedziela, 29 grudnia 2013

Rok 2013 - podsumowanie

Święta, koniec grudnia, koniec roku - to okres, kiedy ludzie najczęściej decydują się na pewne podsumowania. Ja też postanowiłam się trochę zastanowić na tym mijającym rokiem i stworzyć swoje własne fit-podsumowanie. Ważne jest wszystko - to co się udało, ale i to czego nie udało się zrobić, bo zdając sobie z tego sprawę jest szansa na poprawę w następnym roku.


Co się wydarzyło pozytywnego?

1. Regularny powrót do aktywności fizycznej
Cały czas żałuje kilku straconych pod tym względem lat, ale teraz już nic na to nie poradzę. Mogłam za to coś z tym zrobić, zmienić na lepsze i to mi się akurat udało! Co prawda moje ukochane treningi z przeszłości już nie wrócą, ale nie zamierzam więcej doprowadzić do takiej sytuacji, w której nie będzie czasu na ruch!

2. Zumba :)
Podejście drugie, ale w 100% trafione! Właściwie cały czas wkręcam się coraz bardziej :). Same zajęcia to jedno, ale atmosfera i ludzie, których tam spotkałam naprawdę sprawili, że moje dotychczasowe życie nabrało kolorów :).

3. Zdrowsze jedzenie
Może nie jeśli chodzi o cały rok, ale ostatnie 3 miesiące na pewno.

4. Blog
Mój swego rodzaju fit-notatnik. Pierwsze próby miały miejsce w styczniu, potem w marcu, aż ostatecznie znalazłam satysfakcjonującą mnie nazwę i portal dopiero w październiku. I tak oto jestem :).

Gdzie zawiodłam? Albo może czego nie zdołałam zrobić?

1. Wymarzona sylwetka
Mogłam ją osiągnąć. Ćwiczę regularnie od marca, a przeglądając metamorfozy różnych dziewczyn widziałam jak piękne efekty osiągały w znacznie krótszym czasie. Ale to jest też dla mnie informacja, że najprawdopodobniej coś robię nie tak. Wiem, że na pewno błędem było chwilowe zaprzestanie ćwiczeń siłowych. Chwilowe, ale zdaję sobie też sprawę, że ta chwila się wciąż przedłużała.

2. Rozciąganie
W jakimś stopniu odtworzenie tej elastyczności z przed kilku lat. Ale tutaj nie jestem zdziwiona brakiem efektu, bo naprawdę bardzo mało w tym kierunku zrobiłam.

3. Cellulit
Tego cholerstwa w tym roku nie pokonałam. Walka była regularna, ale tylko przez jakiś czas. Mam nadzieję, że ta podjęta na nowo na koniec listopada przyniesie spodziewane rezultaty i w przyszłym roku będę mogła ten punkt zapisać do spraw zakończonych powodzeniem.

A teraz czas się zastanowić nad kolejnym rokiem i wyznaczyć sobie listę zadań i celów do osiągnięcia. I o tym pewnie napiszę następnym razem.

sobota, 28 grudnia 2013

Zainspirowana cytatami

"Trzymaj się z dala od ludzi, którzy próbują pomniejszać Twoje ambicje. Mali ludzie zawsze tak robią, a naprawdę wielcy sprawiają, że czujesz, że i Ty możesz być wielki." Mark Twain
Ten cytat wrzuciła dziś moja znajoma na facebooka i mimo, że nie zgadzam się z nim w 100% to właśnie on zainspirował mnie do napisania tego postu.
Od jakiegoś czasu zauważam, że jest całkiem spora grupa ludzi w moim otoczeniu, którzy kompletnie nie rozumieją sensu aktywnego stylu życia. No może w kwestii zdrowia się ze mną zgodzą, ale całej reszty nie są w stanie pojąć. "Bo po co się tak męczyć... zacznę od jutra... wygląd to przecież nie wszystko...", a potem mija kilka miesięcy i zaczyna się marudzenie i narzekanie względem dodatkowych kilogramów, czy zaniedbanej figury itp. Trochę tak jakby wszystko miało się zrobić samo.
Utwierdzam się też w przekonaniu, że jeśli się chce coś osiągnąć to trzeba działać nie zważając na podejście innych i nie uzależniać swoich ambicji od ambicji innych ludzi. Przykre jest to, że niestety wiele osób jest jakiejkolwiek ambicji pozbawionych i co gorsza próbują pozbawić jej innych. Nie twierdzę, że brak ambicji to coś złego, bo każdy w końcu żyje jak chce i ma prawo do własnych wyborów. Ale nie ma prawa odbierać pragnień drugiej osobie. Ja jestem osobą, której chce się coś robić, chce się realizować, spełniać w różnych dziedzinach. I mimo, że nie zawsze wszystko mi wychodzi, czasem coś też zawalę, to się tak szybko nie zniechęcam. Ale jest też bardzo wiele osób, które potrzebują wsparcia, albo chociaż nie demotywowania. Dlatego wkurzają mnie Ci, którzy próbują to moje szczęście związane przykładowo z zumbą utemperować, tylko dlatego, że sami nic nie robią. Za to szczerze uwielbiam tych, który mają na mnie w tej kwestii bardzo pozytywny wpływ i dzięki którym cieszę się z tego co robię jeszcze bardziej.

I na koniec dla tych wszystkich, którzy przez aktywność fizyczną widzą jedynie przesadną chęć bycia piękną, taki oto znaleziony gdzieś kiedyś w sieci cytat:
"Dobrze zbudowane ciało to coś więcej niż ładny wygląd. To symbol odzwierciedlający najpiękniejsze cechy charakteru: silną wolę, wytrwałość, upór, dyscyplinę, pasję, asertywność i pewność siebie." 

środa, 25 grudnia 2013

Zumbowe zadanie na Święta

Jak pewnie w wielu miastach, tak i u nas szykują się pokazy zumby na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Cieszę się bardzo, że mogę wziąć w nich udział i już nie mogę się doczekać :). Nawet mimo tego, że troszkę dopada mnie już stres ;). Do tego czasu przygotowujemy się, żeby układy, które mamy zatańczyć wyglądały jak najlepiej. Właściwie to mają wyglądać świetnie (!) - dopracowane nawet w najmniejszych szczegółach. Nie mam zamiaru zawieść, a jest kilka kroków, z którymi mam problem, więc muszę je opanować. I bardzo chcę! Ostatecznie, zadanie ma być wykonane najdalej do 10 stycznia. Ale wolę nauczyć się ich wcześniej, a potem tylko pracować nad tym, aby były wykonywane naturalnie. Tak więc zamierzam wykorzystać ten Świąteczno-Sylwestrowy czas nie tylko na jedzenie ;). Swoją drogą zważyłam się kilka dni temu i za kilka dni zamierzam ważyć tyle samo ;).
Plan wygląda więc tak:

24 grudzień - Reggaeton Bounce (ostatni krok na filmiku)


25 grudzień - Reggaeton Bounce + Body Wave


26 grudzień - Reggaeton Bounce + Body Wave i dodatkowo szlifuję Dale Fuego :)

Nasza wersja jest trochę zmieniona

27 grudzień-9 styczeń - utrwalanie

10 styczeń - układy są perfect :)

Zdaję sobie sprawę, że kolejny raz piszę spóźniona.. Wpis jest z datą 25 grudnia, a pierwsze zadanie przewidziane jest w Wigilię. Ale mimo tego, wczorajszy plan został wykonany i reggaeton bounce wydaje mi się złapałam :). Nie wychodzi mi on jeszcze tak płynnie i naturalnie jakbym chciała, ale będę nad tym pracować. Najważniejsze, że w końcu wiem jak się za niego zabrać ;). Dziś kolej na body wave.. z tym czuję, że będzie gorzej ;P.

wtorek, 24 grudnia 2013

Must have.. soon :)

Taką listę miałam zrobić jakiś czas temu, ale zbierałam się bardzo długo i w końcu robię to dopiero teraz. Widziałam podobne na innych blogach, m.in. na być idealną, z tym że moje zakupowe plany nie obejmują całego roku, a raczej najbliższe 3 może 4 miesiące. Chociaż myślę, że zrealizowanie tej listy mogło by się udać szybciej. Wszystko zależy od tego jakie będę miała możliwości finansowe.

1. Buty sportowe

I tak oto numerem 1 na mojej liście są porządne buty sportowe (!). Najlepiej 2 pary, ale zaraz na początku stycznia muszę koniecznie kupić chociaż jedną. Moje obecne (zwykłe, kupowane na szybko adidasy) są już w takim stanie, a konkretnie ich podeszwy, że wczoraj na zumbie wylądowałam na tyłku ;). Także zmiana butów jest niezbędna :).

2. Kolorowe spodnie zumbowe

Drugą rzeczą na liście są spodnie zumbowe. Kolorowe, bo czarne już mam. Nie są może niezbędne do uczestniczenia w zajęciach, ale od kiedy kupiłam swoją pierwszą parę już w żadnych innych nie czuję się tak dobrze (na zumbie oczywiście  :).

3. Sportowy stanik

Zapragnęłam taki mieć :). Na początek chociaż jeden. Aż się czasem dziwie, że przez tyle lat spędzonych na sali gimnastycznej nie dorobiłam się ani jednego.

4. Torba treningowa

Moja aktualna jest za mała. Na zumbę mieszczę się w nią o ile adidasy mam na sobie lub jeżeli nie zapakuję do niej wody. Natomiast na siłownię nie mam szans się zmieścić. Ręcznik, klapki, żel pod prysznic... nie ma mowy, aby wszystko się zmieściło.

5. Parowar

Skoro mam jeść zdrowo to taki parowar bardzo by mi się przydał. Wydaje mi się, że łatwiej byłoby przyrządzać jedzenie bardziej zróżnicowane w dość krótkim czasie. Tak myślę przynajmniej. 

6. Skarpetki ;)

Ale dłuższe niż stopki ;). Banalny must have, ale okazało się, że prawie ich nie mam! A po prostu muszę je mieć :).

Patrząc na tą listę stwierdzam, że właściwie wszystkie moje najbliższe must have są związane ze sportem, czy generalnie ze zdrowym stylem życia. Bo nawet skarpetki będą w tym celu wykorzystane ;). Nie da się ukryć, że moje życie jest ostatnio zdominowane zwłaszcza przez zumbę :), co bardzo mnie cieszy :), ale spodziewałam się, że lista rzeczy, które muszę/chcę mieć w najbliższym czasie będzie pomieszana i zahaczy nie tylko o temat fit. A tu się okazuje, że nawet nie jest zbyt długa (chociaż finansowo może nie najtańsza). Próbuję teraz pomyśleć na jeszcze innymi potrzebnymi rzeczami, niekoniecznie związanymi z aktywnym trybem zycia, ale nic mi nie przychodzi do głowy. No może poza samochodem ;). Mój mi stopniowo daje do zrozumienia, że jego ostatnie dni zdaje się powoli nadchodzą. Ale to jest raczej must have do przemyślenia najwcześniej do czerwca, nie na już :).

Przy okazji, dziś jest Wigilia i wiem, że już niebawem ta lista się skróci ;).

niedziela, 15 grudnia 2013

Scyzoryki na ławeczce

Jak wspomniałam w ostatnim poście, od momentu, kiedy wróciłam do regularnej aktywności fizycznej czuję zmianę, która zaszła w moim ciele. Ale nie jest ona jeszcze tak widoczna jak bym chciała (chociaż podobno jest zauważalna dla znajomych). Cieszę się, bo moje wysiłki przynoszą rezultaty :). W końcu czuję się dobrze mając na sobie mocno dopasowane ubrania, ale cieszę się też, że do sezonu plażowego jeszcze daleko ;).

Z zumby i skalpela nie rezygnuję, ale postanowiłam jeszcze wznowić ćwiczenia typowo na brzuch, które - jak podejrzałam kilka miesięcy temu ;) - robi mnóstwo osób na siłowni, zwłaszcza mężczyzn. Są to tzw. scyzoryki, na ławeczce. Jeszcze kiedy trenowałam wyczynowo robiłam je regularnie, ale na macie. Postanowiłam spróbować tej wersji i okazało się, że działa :), według mnie nawet lepiej.

Ćwiczenie samo w sobie nie jest trudne, ale ze względu na brak oparcia nóg i tułowia wymaga więcej wysiłku. Wygląda to tak:
1. Siadamy w poprzek ławeczki
2. Unosimy wyprostowane nogi, tułów opuszczamy
3. Wykonujemy scyzoryki przyciągając ugięte nogi w kierunku klatki piersiowej

Udało mi się znaleźć ruchomego gifa przedstawiającego to ćwiczenie, z tą tylko różnicą, że ja robię je na ławeczce, a ręce trzymam uniesione wzdłuż ciała.

czwartek, 12 grudnia 2013

Skalpel Ewki

Jestem z siebie dumna, bo na razie udaje mi się trzymać planu. Założenie było takie, że do Świąt zamiast siłowni będę ćwiczyć z Ewką, której ćwiczenia dopiero poznaję. Zaczęłam od krótkiego treningu pośladków (Pierwsze spotkanie z Ewą Chodakowską), a około 2 tygodni temu postanowiłam zacząć ćwiczyć jej skalpel. Niesamowite, że tak proste ćwiczenia mogą tak zmęczyć. Kilka lat temu pewnie nie zrobiłyby na mnie większego wrażenia, ale jesteśmy te kilka lat do przodu i niestety moja kondycja nie jest już tak dobra jak kiedyś. Choć pracuję nad tym, żeby ją stale poprawiać. Wracając do skalpela, muszę przyznać, że przy pierwszym podejściu byłam przerażona, że tak opornie mi idzie. Teraz z każdym kolejnym treningiem jest coraz lepiej :). Czuje się też coraz lepiej zarówno fizycznie jak i psychicznie :), a to mnie bardzo pozytywnie nakręca :).


wtorek, 10 grudnia 2013

Placki ziemniaczano-jęczmienne z dodatkiem płatków owsianych

Miały być ziemniaczano-gryczane, ale robiąc zakupy nie zauważyłam, że biorę nie tą kaszę ;)... Ale właściwie dobrze się stało, bo wyszły znacznie lepsze :).
Przepis znaleziony gdzieś w sieci, zmodyfikowałam według własnego uznania. Nigdy nie byłam dobra w ocenianiu ilości potrzebnych składników w odniesieniu do ilości gotowych placków (czy jakichkolwiek innych potraw), więc zawsze wychodzi mi znacznie więcej niż zakładałam. Często dzieje się tak nawet wtedy, gdy trzymam się ilości składników podanych w przepisie ;P. Z podanych poniżej powinno wyjść ;) ok. 20-30 placków - zależy od ich wielkości.

3 szklanki startych ziemniaków
3/4 torebki kaszy jęczmiennej
1/4 szklanki płatków owsianych
1 cebula
1 jajko
1-2 łyżki mąki
1-2 łyżki oliwy z oliwek
przyprawy (ja dodałam sól, pieprz i zioła prowansalskie)

Sos:
1 jogurt bałkański
szczypiorek
2 ząbki czosnku
pieprz
oregano

Kaszę i płatki owsiane gotujemy. Ziemniaki (u mnie były to cztery naprawdę duże sztuki ;) i cebulę trzemy, a następnie wszystkie składniki mieszamy. Smażymy i gotowe :).

Następnym razem wypróbuję ten przepis w piekarniku.

niedziela, 8 grudnia 2013

Placki bananowo-owsiane: eksperyment

Za płatkami owsianymi niekoniecznie przepadam. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że są zdrowe i powinny być obecne w fit-kuchni :). Nie zmienia to jednak faktu, że mimo tej świadomości nie chcę zmuszać się do jedzenia czegoś co mi nie smakuje, bo cały mój zdrowy plan legnie z czasem w gruzach. Chcę je jednak traktować chociaż jako mały dodatek. Stąd też płatki owsiane pojawiły się ostatnio w przygotowywanych przez mnie koktajlach (zmiksowanych z pozostałymi składnikami praktycznie nie czułam).
Wiele fit-blogerek gorąco poleca owsiankę, w różnych jej odsłonach. Ja nie mówię jej 'nie' na zawsze, ale na razie jeszcze nie jestem do niej przekonana. Muszę sobie dawkować ilość płatków, aby się do nich nie zniechęcić ;). Przy okazji mam też nadzieję, że z czasem się do nich przekonam. I wtedy może nadejdzie czas i na owsiankę :).

A póki co postanowiłam spróbować przygotować placki bananowo-owsiane. Płatków w nich jest sporo, ale też są zmiksowane (przynajmniej w moim wydaniu). Pierwsze co pomyślałam po spróbowaniu to 'hm, całkiem niezłe'. Ale dałam radę zjeść jakieś trzy małe placki i miałam dość. Ale i tak jestem z siebie zadowolona ;). Zwłaszcza, że popołudniu zjadłam jeszcze ze dwa ;).

A wyglądały tak:

    




1 dojrzały banan
1 szklanka płatków owsianych
1/2 szklanki mleka
2/3 szklanki wody
2 jajka
1-2 łyżki mąki pszennej
1 łyżka miodu





Płatki wsypujemy do garnka, zalewamy mlekiem oraz wodą i gotujemy aż będą miękkie. Do miski wkładamy pokrojonego banana, dodajemy ugotowane płatki i pozostałe składniki, a następnie miksujemy i smażymy.

Wiem już też, że następnym razem postaram się ich nie robić na słodko ;). I w końcu znajdę sposób na te płatki, a przy okazji szansę na to, żeby jeść je trochę częściej.

sobota, 7 grudnia 2013

Zimowa pielęgnacja ust

No i zaczęło się! Na termometrze pojawia się coraz więcej kresek na minusie i od razu odbija się to na kondycji moich ust :/, bardzo łatwo przesuszają się i pękają. I po tym mogę poznać, że zima zaczęła się na dobre. Niestety. Na szczęście na razie jeszcze nie popękały, ale obawiam się, że to tylko kwestia czasu. Czas więc na bardziej dokładną pielęgnację, która ma łagodzić działanie minusowych temperatur i poprawić kondycję moich ust nawet w tych niesprzyjających warunkach.

Właściwie o usta dbam przez cały rok tak samo, ale zimą pilnuję, żeby żadnego etapu pielęgnacji nie pominąć. 
I tak codzienną pielęgnację ust zaczynam zawsze od masażu warg podczas mycia zębów. Poprawia on ukrwienie oraz usuwa martwy naskórek. Trzeba jednak pamiętać, żeby masaż nie był zbyt długi, bo może podrażnić delikatną skórę ust (mój trwa zwykle 10-20 sekund). Warto również zwrócić uwagę na rodzaj szczoteczki (żeby nie była zbyt twarda).
Następnie nakładam krem nawilżający. Moim numerem 1 w tej kwestii jest krem uniwersalny Oriflame. Stosuję go rano i wieczorem, ale też często w ciągu dnia, gdy jestem w domu. Ze względu na wygodę, gdy wychodzę, zawsze mam przy sobie pomadkę ochronną i cukrowy peeling, o którym też zaraz napiszę.
Tak naprawdę peeling robię regularnie dopiero od około roku. Być może dlatego, że wcześniej nie przykładałam dużej wagi do tej strony pielęgnacji, a być może zwyczajnie z lenistwa. Oczywiście czytałam wiele porad na ten temat i obiecywałam sobie, że zacznę coś robić w tym kierunku, jednak zawsze kończyło się tak samo - na 2-3 razach. Rozwiązaniem okazał się cukrowy peeling do ust. Znalazłam się w jego posiadaniu dość przypadkowo, ale w tej chwili nie wyobrażam sobie nie mieć go w torebce. Zwłaszcza, że poza peelingiem, może on pełnić funkcję błyszczyka i ma obłędny smak :).


  1. Krem uniwersalny 15 ml, Oriflame, od lewej: porzeczkowy, wiśniowy, migdałowy, bezzapachowy
  2. Balsam do ust z czerwonym jabłkiem i owsem 6 g, Oriflame
  3. Cukrowy scrub do ust, Fm Group
Staram się też ograniczać oblizywanie ust ;). Niestety nie jestem w stanie nad tym w pełni zapanować ;).

Od dzisiaj testuję też maść z witaminą A (Retimax 1500, cena ok. 4,50 zł). Kupiłam ją co prawda z innego powodu, ale doczytałam na ulotce, że bardzo dobrze sprawdza się w leczeniu pękających kącików ust, więc zimą może być bardzo pomocna. Przy okazji sprawdzę jak wpłynie na ogólną kondycję skóry ust w tym zimnym czasie.

czwartek, 5 grudnia 2013

Pierwszy smoothie

Zainspirowania innymi fit-blogami postanowiłam włączyć do mojego jadłospisu koktajle. Wybrałam się więc do sklepu po blender i 2 dni później przygotowałam swój pierwszy smoothie. Nie korzystałam z żadnego przepisu, a raczej zmiksowałam wszystko co miałam pod ręką ;P. Nawet niezły wyszedł, choć kolejny raz przekonałam się, że połączenie mleka i kiwi niekoniecznie mi pasuje ;). Ale cóż, takie są przywileje początkującego, żeby uczyć się na własnych błędach. Zresztą pewnie jeszcze wiele ich w tej kwestii popełnię zanim znajdę swoje ulubione smaki ;).

Może nie wygląda najpiękniej, ale to już raczej kwestia koloru składników :).



1/2 banana
1 kiwi
1 mandarynka
1 łyżka płatków owsianych
1 łyżeczka miodu
mleko






Później wypróbowałam mniej bogaty skład, ale smakował mi o wiele bardziej.




1 banan
1 łyżka płatków owsianych
garstka płatków chocapic
mleko







Jeszcze nie wiem, czy będę zwolenniczką tego rodzaju posiłków, czy przekąsek, ale chciałabym żeby tak się stało ;)
Przy okazji wypróbowałam blender, który jak już wspomniałam kupiłam jakieś 2 tygodnie temu w Tesco (Philips, 89,99 zł). Na razie sprawdza się na piątkę. Jeżeli ktoś teraz rozważa kupno tego typu sprzętu to warto przejrzeć promocje świąteczne. Można znaleźć produkty dobrych producentów w niższych cenach.

piątek, 29 listopada 2013

Body wrapping - starcie pierwsze

W końcu, po miesiącach zwlekania podjęłam kroki, żeby sprawdzić jak działa body wrapping i kupiłam tak zachwalany przez wiele blogerek koncentrat cynamonowo-algowy z L-karnityną firmy BingoSpa (a właściwie wykorzystałam do tego swoje imieniny ;). Przy okazji zamówiłam 5 próbek koncentratu cynamonowo-kofeinowego z papryką (podobno jest najmocniejszy, ale dostępny jedynie w 1000 ml opakowaniach, a cena takiego opakowania wynosi ok. 200 zł).

Nie znoszę ani smaku ani zapachu cynamonu, więc obawiałam się, że czas zabiegu będzie okropną męczarnią. Na moje szczęście cynamonowy zapach kosmetyku nie jest aż tak intensywny jak się spodziewałam i jakoś udało mi się wytrzymać :).

Sam zabieg okazał się dla mnie zaskoczeniem. Po przeczytaniu wielu postów na ten temat, spodziewałam się ekstrymalnych doznań ;). Rozsmarowałam cienką warstwę koncentratu na udach, pośladkach i brzuchu, owinęłam się folią (jestem w tej kwestii kompletną amatorką, ale starałam się zrobić to jak najdokładniej), po czym wskoczyłam pod gruby koc. Popijając zieloną herbatę i oglądając jakiś serial czekałam aż zacznie się to koszmarne pieczenie. 5... 10 minut i nic.. Ani pieczenia, ani rozgrzania ani nawet najmniejszego zaczerwienia. Wstałam, żeby posprawdzać, czy może jednak źle się owinęłam, ale wszystko wyglądało w porządku. Zaczęłam czuć cokolwiek po ok. 15 minutach. Ale nie można nazwać tego pieczeniem. Nawet nie można było uznać tego za nieprzyjemne. Zarzuciłam jeszcze kołdrę. Działanie stało się bardziej intensywne po około pół godzinie. Ale nadal nie mogę powiedzieć, że było nie do wytrzymania. Trochę byłam tym zawiedziona ;), chciałam poczuć jak ten koncentrat rozprawia się z moim cellulitem bez żadnej taryfy ulgowej :P. 
Po godzinie odwinęłam folię. Skórą wydawała się gładsza i trochę bardziej napięta. Zaczerwienia nie zauważyłam. Jedynie lekkie zaróżowienie w pobliżu bielizny na pośladkach, a biorąc prysznic poczułam większą wrażliwość na temperaturę wody, ale wszystko w granicach normy. 




Na pewno na każdy rodzaj skóry koncentrat działa inaczej. Dlatego wcale nie chcę podważać opinii, które wcześniej czytałam. Na mnie zadziałał właśnie tak. Najważniejsze będą efekty, które mam nadzieję niedługo zaobserwować. I jestem ciekawa, czy kolejne zabiegi będą wyglądać podobnie, czy może staną się bardziej intensywne. A może ja jestem aż tak gruboskórna, że nawet taki koncentrat nie daje rady ;).

W każdym razie mój cellulit został dziś w miarę możliwości sfotografowany, więc jak tylko zauważę poprawę, na pewno się nią pochwalę :).

A to cała moja antycellulitowa armia ;)

  1. Bańki chińskie, 4 sztuki
  2. Antycellulitowa oliwka do masażu, Ziaja
  3. Koncentrat cynamonowo-algowy z L-karnityną, BingoSpa
  4. Próbki koncentratu cynamonowo-kofeinowego z papryką, BingoSpa
  5. Krem antycellulitowy Swedish Spa, Oriflame
I to tyle na ten temat :). Chciałam dodać jeszcze kilka informacji o tym zabiegu, ale doszłam do wniosku, że jest on dobrze opisany m.in. na stronach sklepów internetowych oferujących kosmetyki BingoSpa, więc po prostu wklejam tutaj link jednej z takich stron i już :) - Naturica.

środa, 27 listopada 2013

Czas na zmianę opon ;)

Podczas, gdy wszyscy zmieniają opony z letnich na zimowe, ja zamierzam zrobić odwrotnie :D.

Pierwsze kroki w tym kierunku podjęte, więc rozgrzewka już za mną, a teraz czas na decydujące starcie. Mimo, że nie mam dużo kilogramów do zrzucenia, zamierzam działać bardziej zdecydowanie. Poza tym, nie chcę już tylko trochę schudnąć, ale też wymodelować sylwetkę. Muszę odkopać mięśnie, które zostały mi gdzieś tam ;) po latach treningów, a które niestety zaniedbałam. 

Podsumowując
- 2-3 razy w tygodniu ćwiczę z Ewą
- 3-4 razy w tygodniu chodzę na zumbę
- trzymam się planu żywieniowego

I jest fantastycznie :) - brakowało mi tego przyjemnego zmęczenia po wysiłku fizycznym, a teraz mam je prawie codziennie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jak się tak porządnie zmęczę to czuję, że żyję :). I już niedługo zamierzam wyglądać jak ta dziewczyna z prawej :). Szkoda tylko, że nie da się zmienić akurat tych opon tak szybko jak samochodowych ;).

niedziela, 24 listopada 2013

Wieczorna motywacja ;)

Już właściwie nocna ;).

Są takie dni, kiedy mam ogromną ochotę na różne jedzeniowe zachcianki, niekoniecznie zdrowe. A już najczęściej dopadają mnie one oczywiście wieczorem :/.
Staram się im nie ulegać i jeśli to jest tylko zwykła zachcianka (a nie ssący głód) to w ramach bitwy ;) odwiedzam fit-blogi :) - więcej niż zwykle. Na mnie to działa, bardzo motywuje mnie konsekwencja dziewczyn, które mają ten sam cel i pokonują wiele pokus i trudności, żeby go osiągnąć.

Dziś jest właśnie taki dzień...
Na blogach już buszowałam, a teraz 2 bardzo motywujące mnie zdjęcia..


***********
Rano powtórzyłam 12 minutowy trening pośladków z Ewą. Jestem naprawdę zadowolona, bo cały czas czuję jego efekty. Jedyne co mnie denerwuje to jej komentarze, z założenia motywujące, ale na mnie działają drażniąco ;). Jednak same ćwiczenia - super :). Jutro zumba, a we wtorek wypróbuję skalpel.

sobota, 23 listopada 2013

Pierwsze spotkanie z Ewą Chodakowską

Listopad zaraz się skończy, a ja na siłownię wciąż nie dotarłam. Moje niekompletne zorganizowanie spowodowało, że zawaliłam na całej linii ten temat :/. Ale cóż... późno (bo powinnam to zrobić od razu na początku miesiąca), ale postanowiłam chwilowo jakoś zastąpić ćwiczenia na siłowni i popracować nad figurą w domu.
Jako, że chodzę na zumbę 4 razy w tygodniu i to jest mój trening aerobowy, w domu skupię się głównie na ćwiczeniach siłowych.
I tak zastanawiając się nad wyborem odpowiednich ćwiczeń, postanowiłam wykorzystać gotowy zestaw i przy okazji sprawdzić na czym polega fenomen Chodakowskiej. Tak naprawdę, mimo że dużo czytałam na jej temat, do tej pory nie widziałam ani jednego jej treningu. Trochę wstyd... a nawet trochę bardzo. Jest więc okazja, żeby to nadrobić.

Zaczęłam dziś! Co prawda od krótkiego treningu pośladków, ale jak już mam się zorientować co takiego mi Ewa proponuje :) to muszę obejrzeć co najmniej kilka filmików. A żeby nie tracić czasu od razu ruszyłam tyłek :). I mam za jednym zamachem małe rozeznanie i praktykę ;)

Ewa Chodakowska - Trening 6 minut - Total Fitness Brazylijskie Pośladki - część 1


Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że poczuję jakikolwiek wysiłek po tych kilku minutach, więc teraz jestem trochę zaskoczona :), ale i chętna na część drugą.

Ewa Chodakowska - Trening 6 minut - Total Fitness Brazylijskie Pośladki - część 2


Ale tego, że po 12 minutach będę całkiem nieźle spocona już kompletnie nie brałam pod uwagę ;). No! To jeden trening mam już ustalony :). Teraz muszę zrobić zdjęcie moich jeszcze-nie-brazylijskich pośladków (pośladów raczej ;P), żeby mieć co porównywać przed Świętami ;).

piątek, 22 listopada 2013

Na śniadanie: płatki z mlekiem

A to jest mój kolejny mały sukces:

  1. Płatki kukurydziane Nestle Corn Flakes
  2. 1 banan
  3. Rodzynki
  4. Mleko oczywiście ;), zimne - 2,0%, ale rozważam zmianę na te o mniejszej zawartości tłuszczu.
  5. Resztki crunchów owsianych ;)
Zwykle jadłam płatki same, bez mleka, tzw. 'na sucho'. Raz częściej, raz rzadziej. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię mleka, ale na pewno się nim nie zachwycam. Jedyny czas, kiedy rzeczywiście chętnie piłam szklankę (a nawet więcej) mleka dziennie to było kilkanaście lat temu w Kanadzie. Miałam wrażenie, że tamto mleko smakowało lepiej. Ale prawdopodobnie miało po prostu więcej różnego rodzaju dodatków, które powodowały tą zmianę. A i jeszcze jako dziecko wyjeżdżając na wieś dawałam się przekonać rodzince do mleka prosto od krowy ;). Teraz nie wiem, czy bym była skłonna takie wypić. Może z czystej ciekawości, czy nadal smakuje tak samo :P.
Ale wracając do tematu.. Takie śniadanie jem już ok. miesiąca, czyli od momentu, gdy ustaliłam swój plan zdrowszego żywienia. Na razie jeszcze mi się nie znudziło ;), ale zaczynam myśleć nad pewnymi urozmaiceniami, żeby ten moment przejedzenia nie nastał ;), bo obecnie jest to mój jedyny posiłek, w którego skład wchodzi właśnie mleko.

czwartek, 21 listopada 2013

Zdrowa zachcianka - kapustka kiszona :D

Kilka dni temu dopadła mnie straszna ochota na... kapustę kiszoną ;). Może to trochę niecodzienna zachcianka, ale akurat ją mogłam zaspokoić bez obaw, że będą to jedynie puste kalorie :). Kupiłam więc wiaderko, z którym poradziłam sobie w jakieś 4-5 dni i aktualnie w lodówce stoi już następne ;P... tzn. w tej chwili już połowa została ;). Zaczynam się zastanawiać, czy to na pewno była zachcianka... bo one raczej mijają zaraz po zjedzeniu, a ta już jakiś czas trwa ;).

Żarty żartami, ale bardzo się cieszę, że coraz częściej mam dużą ochotę na zdrowe produkty, a te, do których miałam słabość (np. chipsy) już nie zawsze mi smakują. Chociaż w sumie jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić 'miałam słabość'. Ale nie zmienia to faktu, że jest to zdecydowanie dobry sygnał i oby utrzymał się jak najdłużej :) (nie będę jeszcze ryzykować stwierdzenia 'na zawsze').

A co takiego dobrego ma w sobie kapusta kiszona? Czy jak niektórzy mówią 'kwaszona'. Z ciekawości poszukałam na ten temat informacji w internecie. Bo to, że jest zdrowa to raczej wszyscy wiedzą. Ale gdyby ktoś mnie zapytał dlaczego, to chyba nie byłabym w stanie odpowiedzieć więcej poza tym, że ma mnóstwo witaminy C.
A teraz już wiem, że zawiera:
  • Witaminy: A, C, E, K, witaminy z grupy B
  • Sole mineralne: wapń, magnez, żelazo i potas
  • Błonnik
  • Związki siarkoorganiczne - które poprawią wygląd naszej skóry, włosów i paznokci
  • Karotenoidy i polifenole - zatrzymują młodość na dłużej
  • Bakterie Lactobacillus - rozkładają cukry w kwas mlekowy, co ma korzystny wpływ na przewód pokarmowy
  • Fitoncydy - działają bakterio i grzybobójczo
  • Substancje regulujące pracę tarczycy
  • Substancje zmniejszające ryzyko rozwoju nowotworów żołądka, dwunastnicy i jelita grubego
Ponadto posiada właściwości termoregulacyjne (obniża wysoką temperaturę ciała, podwyższa niską), a także właściwości odchudzające (przyspiesza przemianę materii, reguluje przemianę tłuszczową i obniża poziom cholesterolu).
Sok z kiszonej kapusty wzmacnia naszą odporność, łagodzi kaszel i pobudza soki trawienne. Działa również obronnie na wątrobę, śledzionę i pęcherzyk żółciowy. Pomaga leczyć żylaki odbytu, reumatyzm oraz gościec. Wykazuje też działanie pobudzające wzrost komórek, a to korzystnie wpływa na proces odmładzania. Ponadto, łagodzi stres, odświeża umysł oraz wzmacnia kości i mięśnie (zwłaszcza mięsień sercowy).
(źródło: www.jejzdrowie.pl)

I proszę bardzo, dowiedziałam się nawet, że kapusta kiszona niweluje szkodliwe działanie alkoholu! Nie to, żebym co weekend ostro balowała ;), ale od teraz przy okazji różnych imprez z udziałem właśnie alkoholu postaram się ją zawsze mieć w lodówce ;).

I jeszcze jedna bardzo ważna informacja: 100 g kapusty kiszonej dostarcza jedynie 16-20 kcal! Różne źródła różnie podają, ale w każdym razie mało :D

Przy okazji znalazłam całe mnóstwo przepisów, gdzie kapusta kiszona nie jest dodatkiem do potrawy, a jej głównym składnikiem. Jednak mimo tego, że wiele z tych potraw na zdjęciach wyglądało przepysznie, moim numerem 1 jest taka wyjęta prosto z wiaderka ;) - skropiona oczywiście oliwą, żeby przyswoić wszystkie witaminy. I taką też właśnie zjadłam! :)


wtorek, 19 listopada 2013

Antycellulitowy masaż bańką chińską

Wyzwanie, jakim jest walka z cellulitem podjęte! Jest plan, teraz kolej na jego realizację. I masaż bańką chińską (który jak już wspomniałam w poprzednim poście - wypróbowałam) ma być jednym z tych działań, które pomogą mi osiągnąć cel. Wiele kobiet w sieci wypowiadało się bardzo pozytywnie na temat jego działania i to skłoniło mnie do wypróbowania go na własnej skórze :). Swoje zdanie też za chwilę wypowiem ;), ale najpierw kilka ogólnych informacji. 

W wielkim skrócie, masaż bańką chińską rozbija tkankę tłuszczową i zwiększa ukrwienie tkanek, co powoduje łatwiejsze wnikanie kosmetyków stosowanych po zabiegu. W efekcie poprawia się jakość skóry, a cellulit zostaje zmniejszony, w niektórych przypadkach nawet zlikwidowany.

Zabieg bez problemu można wykonać w domu. Jedyne czego potrzebujemy to właśnie bańka chińska i oliwka do ciała. Jego wykonanie jest bardzo proste:
Miejsca objęte cellulitem smarujemy oliwką, a następnie ściskamy gumową bańkę w ręku, przykładamy do skóry - tak, aby doszło do jej zassania i wykonujemy masaż.
Jeden zabieg powinien trwać ok. 15-30 min., a żeby spełniał swoje zadanie powinien  być wykonywany w seriach ok. 10 zabiegów, w odstępach nie dłuższych niż 3 dni. Trzeba mieć na uwadze, że masaż bańką może być (zwłaszcza na początku) nieprzyjemny lub nawet bolesny, a po zabiegu na ciele mogą się pojawić siniaki i zaczerwienia.

Wskazania: cellulit, obrzęki limfatyczne, napięte i obolałe mięśnie
Przeciwwskazania: nowotwory, gruźlica, podwyższona temperatura ciała, menstruacja, ciąża, zaburzenia krzepliwości krwi, żylaki, przerwanie ciągłości i stany zapalne skóry, wysiękowe zapalenie stawów, obrzęki niewiadomego pochodzenia

A teraz moje dotychczasowe wnioski i spostrzeżenia :)
Na początku wykonywałam go bardzo regularnie. Cellulit nie jest niczym fajnym i naprawdę z ogromną przyjemnością brałam w dłoń bańkę i przystępowałam do kolejnych masaży pomimo tego, że nie należy on do przyjemnych. Muszę przyznać, że świadomość tego, że w końcu mam szanse wyraźnie go zmniejszyć powodowała, że potrafiłam się przy tym nawet zrelaksować i nie przejmować dyskomfortem :). Czy likwiduje cellulit? Na razie tego nie wiem. Niestety w pewnym momencie nie udało mi się utrzymać regularności. Ale na tym etapie nie mogę się do niczego przyczepić (nawet gdybym chciała ;P). Spektakularnych efektów nie zauważyłam, ale nie oszukujmy się - cellulit nie jest łatwym przeciwnikiem i nie da się go zwalczyć w kilka tygodni. Niemniej jednak, skóra ud i pośladków bardzo szybko zyskała na jędrności. Odniosłam też wrażenie, że nierówności związane z nierównomiernym rozłożeniem tkanki tłuszczowej wygładziły się w dość znacznym stopniu.
Zaczerwienienie pojawiało się za każdym razem, ale to normalne. Znikało kilka minut po zakończeniu masażu. Jeden raz wystąpiły nazwijmy to małe wylewy podskórne w postaci małych ciemnoczerwonych kropek, ale po kilku dniach nie zostało po nich ani śladu.

A to właśnie mój zestaw, trochę już sponiewierany ;P

  1. Bańki chińskie, 4 sztuki o średnicy: 6,5 cm, 5 cm, 4 cm, 2,5 - Allegro
  2. Oliwka do masażu antycellulitowego 500 ml, Ziaja - Super Pharm

poniedziałek, 18 listopada 2013

Zimowy plan na cellulit

Do zimy niestety już bliżej niż dalej :( i gołych nóg w najbliższym czasie eksponować raczej nie będę, więc myślę sobie, że to dobry moment na podjęcie też zdecydowanej walki z cellulitem. Wojny właściwie ;). Fajna figura to jedno, ale uda pokryte tym cholerstwem uroku jej nie dodadzą.
Jak zwykle to nie będzie pierwsze starcie, ale mam nadzieje, że tym razem najbardziej przemyślane i w związku z tym - skuteczne. Do tej pory stosowałam różne kremy, balsamy wspomagające redukcje tego cholerstwa, ale to było właściwie jedyne działanie z mojej strony - wsmarować w skórę i już. Trochę mało, żeby cokolwiek wskórać. Teraz chciałabym wykorzystać to, że jem zdrowiej i zaatakować cellulit na kilka sposobów. Plan jest taki:
  1. Zdrowe odżywianie (in progress :)...)
  2. Sport (jak wyżej :)
  3. Masaż bańką chińską (to już wypróbowałam, opiszę w kolejnych postach)
  4. Codzienne stosowanie kremu wspomagającego redukcję cellulitu
  5. Body wrapping (nowość na mojej wojnie ;)
Body wrapping jest podobno dużo bardziej skuteczny niż zwykłe wsmarowywanie kremu i bez problemu można wykonać go w domu, więc czemu nie spróbować. Zainteresowałam się nim latem, ale z uwagi na moje wakacyjne migracje ;), działań w tym kierunku nie podjęłam. Moja ciekawość nie dała mi jednak o tym zapomnieć ;) i teraz jest dobry czas na jej zaspokojenie!

Termin: jak najszybszy :), ale nie później niż kwiecień 2014.

Ostatnio zauważyłam, że zmieniło się trochę moje myślenie i zamiast popadać w zimową deprechę, staram się tak zorganizować ten czas, żeby wykorzystać go maksymalnie na poprawienie siebie i swojego życia. Jest więc szansa, że na przełomie lutego i marca nie będzie reakcji w stylu: 'ooo fuck! już po zimie, a ja znów nic nie zrobiłam i dalej obrastam tłuszczem!' ;) Do tego z tym beznadziejnym cellulitem..
W końcu lepiej zacząć przygotowania do lata wtedy, kiedy jest na to czas, a nie działać wiosną jak oszołom bez konkretnego planu ze znikomą szansą na powodzenie. Zwłaszcza jeśli chodzi o cellulit, którego jak wiadomo pozbycie się jest trudne i długotrwałe.

Tak się niestety nie da ;)


****************
Trochę z innej beczki. Umówiłam się wczoraj z koleżanką na wieczorne pogaduchy. Kupiłam chipsy - wiem, wiem... nie powinnam. W międzyczasie nasze plany się zmieniły, a ja dobrałam się do nich sama. Ale może dobrze wyszło, bo pierwszy raz w życiu mi NIE smakowały!! :) I teraz na pewno szybko ich nie kupię :D.

niedziela, 17 listopada 2013

Co mi daje sport?

Jeszcze przed wakacjami, po treningu na siłowni sprzątaczka zapytała mnie co nam dają te ćwiczenia, człowiek się tylko zmęczy i nic więcej. Dodała, że nie rozumie dlaczego zwłaszcza kobiety z własnej nieprzymuszonej woli regularnie odwiedzają siłownię. Szczerze mówiąc nie potrafiłam jej wtedy konkretnie odpowiedzieć. Głównie dlatego, że ja czułam to pozytywne działanie sportu, a niekoniecznie starałam się te odczucia ubrać w słowa. Dzisiaj natomiast trafiłam na bloga (get-fit-and-be-happy), gdzie podobne pytanie zostało poddane analizie :). I to spowodowało, że postanowiłam zastanowić się nad tym co mi daje sport i ubrać to w słowa.
I oto efekty moich przemyśleń ;P

Co mi daje sport? :)
  • Zdrowie - to nie podlega żadnej dyskusji i co do tego chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Oczywiście nie mam tu na myśli sportu wyczynowego, gdzie kontuzje się zdarzają. Ale nie można uogólniać, co często robią osoby szukające wymówki przed jakąkolwiek aktywnością fizyczną. Korzystny wpływ na ogólny stan zdrowia, odporność zaobserwowałam u siebie - odkąd pamiętam bardzo rzadko chorowałam, a lekarzy odwiedzałam najczęściej przy okazji badań sportowych.
  • Atrakcyjny wygląd i świadomość własnego ciała - zawsze podobały mi się wysportowane sylwetki i zawsze chciałam taką mieć. Figura z widocznymi śladami sportu jest dla mnie o wiele bardziej atrakcyjna niż ta uzyskiwana w efekcie 'popularnego odchudzania', które polega na ograniczaniu jedzenia i ścisłym kontrolowaniu kalorii.
  • Pewność siebie - pozytywne samopoczucie i nawet najmniejsza poprawa figury podnoszą moją samoocenę, a co za tym idzie - właśnie pewność siebie.
  • Osobowość, charakter - w sporcie, aby osiągnąć cel trzeba być systematycznym, zdeterminowanym i gotowym na pewne wyrzeczenia, a to kształtuje charakter i silną osobowość.
  • Wyrazistość - tak to nazwijmy. Nigdy nie chciałam być zwyczajna, taka jak wszyscy. Zawsze chciałam się czymś wyróżniać, potrafić coś co stosunkowo niewiele osób potrafiło i tak było przez większość mojego życia właśnie za sprawą sportu.


  • Dobry humor - zawsze po treningu jestem mega zadowolona :-), a pozostałe zalety uprawiania sportu dodatkowo sprzyjają jego poprawie :).
  • Mniej stresu - podczas zajęć zazwyczaj angażuję się cała w to co robię i nie zastanawiam się (albo zastanawiam się mniej) nad problemami. Często też właśnie podczas ćwiczeń biorę się w garść i myślę sobie, że ze wszystkim sobie poradzę :). W końcu kto jak nie ja :).
Tak, właśnie tak mogłabym odpowiedzieć tamtej pani :).

czwartek, 14 listopada 2013

Punkt 7 - do poprawy!

Cholera z siłownią dałam ciała :/. 5 listopada miałam zacząć stawiać się tam regularnie, jest 14-sty, a ja jeszcze tam nie dotarłam i w związku z tym karnetu oczywiście też nie kupiłam. Eh. Mogłabym się usprawiedliwiać, że to przez te 2 długie weekendy (w moim przypadku zawsze jeszcze 1 dzień dłuższe), ale nie będę tego robić, bo uważam, że to żadne wytłumaczenie!! Koniec kropka!

Całe szczęście, że pozostałych postanowień udaje mi się trzymać. Zumba 3-4 razy w tygodniu i lepsza jakość posiłków na razie wychodzą mi całkiem nieźle. O ile zumbę uwielbiam i nie mam problemu, żeby zmobilizować się do regularnych zajęć, tak do zdrowszego jedzenia cały czas się przyzwyczajam. Nie będę ukrywać - grzeszki się zdarzają (np. dzisiaj miałam straszną ochotę na frytki :P), ale ogólnie myślę, że w tej kwestii idzie mi dosyć dobrze :).

A temat siłowni rozwiążę w najbliższym czasie. Obiecałam to sobie!

poniedziałek, 28 października 2013

Malutkie postępy

Tydzień zdrowszego żywienia za mną :). Jestem z siebie dumna, mimo że tydzień to bardzo mało czasu. Ale skoro dałam radę tydzień, to dam i dwa, trzy i więcej!
Bardzo optymistyczne podejście, ale czasem nie można inaczej. Od mojego nastawienia zależy w końcu mój sukces ;).

Poza tym, weekend minął bardzo aktywnie. W sobotę zaliczyłam dobrze ponad 3 godziny zumby, właściwie prawie 4 (zajęcia + maraton), a z samego rana wybrałam się jeszcze na grzyby ;). Wieczorem padłam ze zmęczenia jak nigdy, ale byłam niesamowicie szczęśliwa :). Jeszcze w niedziele do siebie dochodziłam ;)

A teraz kolejny zdrowszy i aktywny tydzień czas zacząć!

wtorek, 22 października 2013

30 dniowe wyzwanie z przysiadami

W internecie pojawia się ostatnio wiele informacji o różnego rodzaju krótkoterminowych wyzwaniach. Moim zdaniem największym wyzwaniem jest trwała zmiana stylu życia, wytrwanie w postanowieniach, które się sobie postawiło, bo tutaj tak naprawdę nie ma mety, po przebiegnięciu której można sobie odpuścić. Jednak każda duża zmiana wymaga mniejszych i tak samo jest i w tym przypadku - małe wyzwania pomagają sprostać tym większym. 

Ja do tej pory podjęłam tylko dwa takie około miesięczne wyzwania - aerobiczną 6 Weidera (około 1,5 roku temu) i 30-dniowe wyzwanie z przysiadami (przed wakacjami). Uda to moja największa zmora, a zaraz po nich pośladki, więc byłam ciekawa jakie będę efekty takiego miesięcznego programu. 
I powiem tak: jeżeli ktoś rozpoczyna to wyzwanie w nadziei, że po 30 dniach będzie miał pośladki jak z journala to na pewno się rozczaruje (zwłaszcza jeśli mamy dodatkowo do zrzucenia kilka kilo). Ale to można przewidzieć na początku. Jest to jednak dobry sposób na wzmocnienie mięśni ud i delikatne podniesienie pośladków. Przynajmniej takie efekty zaobserwowałam u siebie. Po dłuższym czasie efekty są zapewne o wiele bardziej imponujące.

A teraz kilka słów o tym jak sprostać wyzwaniu z przysiadami.
Ćwiczenie wykonujemy tak jak jest to pokazane obok na schemacie i według przedstawionego harmonogramu: 3 dni przysiadów - 1 dzień przerwy. Schemat pokazuje ile przysiadów należy wykonać w poszczególnych dniach, jednak decyzja o tym, czy wykonamy je w jednej serii, czy w kilku należy do nas. Tylko tutaj moja uwaga: musimy pamiętać, że aby ćwiczenia odniosły skutek powinny iść w parze z wysiłkiem. Dlatego jeśli decydujemy się na kilka serii powinniśmy dostosować je do swoich możliwości, ale w taki sposób, aby nie było nam za łatwo :).
W internecie znalazłam kilka różnych harmonogramów tego wyzwania, ale ten który tutaj wstawiłam odpowiadał mi najbardziej.

Już niedługo wracam na siłownię i przysiady będą znów jednym z ważniejszych punktów mojego treningu :).

poniedziałek, 21 października 2013

Zielona herbata kontra kalorie :)

Lubię zieloną herbatę i już dawno zastąpiłam nią większość napojów spożywanych w ciągu dnia. Jej właściwości wspomagające odchudzanie są powszechnie znane, ale nigdy nie sprawdziłam jak to się ma do kalorii, które spalamy każdego dnia. I oto proszę:


Okazuje się, że pijąc 3-4 filiżanki dziennie możemy spalić nawet do 100 kalorii więcej! 
Także ja w tej chwili idę do kuchni i zanim się położę do łóżka wypiję jeszcze jedną :).

niedziela, 20 października 2013

Moje urozmaicanie jadłospisu - lista produktów spożywczych

Tak jak postanowiłam, tak zrobiłam. Lista gotowa. Na ten moment uważam, że jesli przygotowując swoje posiłki będę pamiętać o tych produktach to już będzie dobrze.
  1. Owoce (banany, jabłka, ananas, mandarynki, kiwi, winogrona, awokado)
  2. Warzywa (pomidory, ogórki - świeże i kiszone, papryka, bób, fasolka szparagowa, marchew, szczypiorek, ziemniaki, kalafior, sałata, rzodkiewki)
  3. Orzechy (laskowe, migdały)
  4. Pestki (słonecznika, dynii)
  5. Produkty zbożowe (płatki kukurydziane, musli)
  6. Nabiał (mleko, ser biały)
  7. Ryby
Część z tych produktów jem, ale o wiele za rzadko. To, co jem regularnie pominęłam, więc lista jest krótsza. W część z wyżej wymienionych produktów już się zaopatrzyłam (zdjęcie), a do musli już zdążyłam się dobrać :P. Swoją drogą, nigy go nie lubiłam i dopiero kilka dni temu przekonałam się, że może być dobre. Ale wybieram te typu 'crunchy' i traktuję je jako przekąskę, bez dodatku mleka, czy jogurtu. Wciągają podobnie jak chipsy ;).

czwartek, 17 października 2013

You are what you eat

Dobra motywacja przy wyborze menu :)


Teraz kolej na mnie. W najbliższy weekend muszę usiąść i zrobić listę zdrowych produktów spożywczych, które lubię i które będę jeść regularnie. W tej chwili działam po omacku i zdrowe przekąski jem tylko wtedy jak mi się przypomni i jeśli akurat mam je w domu. Nie mówiąc już o tym, że ich różnorodność jest bardzo ograniczona.
Mimo, że ze słodyczami nie mam problemu i dość rzadko po nie sięgam, to mam słabość do słonych przekąsek, które jak wiadomo też nie pomagają osiągnąć wymarzonej figury. Od jakiegoś czasu staram się ich unikać, ale jak już zdarzy mi się po nie sięgnąć to nie mogę się oderwać.

A tu 'jesteś tym co jesz' na wesoło :)

środa, 16 października 2013

Wakacyjnie :) - czyli coś do poprawy podczas następnego urlopu..

Chciałabym dziś jeszcze na chwilę wrócić do mojego urlopu, który de facto zakończył się już 1,5 miesiąca temu, ale był swego rodzaju wyzwaniem jeśli chodzi o utrzymanie formy, wagi i wymiarów. Zwłaszcza, że trwał aż 2 miesiące.

Wracając do jednego z kolejnych początków ;), regularne ćwiczenia na siłowni i zumbę zaczęłam w marcu. W sumie 5-6 razy w tygodniu coś ze sobą robiłam. A potem przyszło lato, i właśnie długi urlop. Nie chciałam zaprzepaścić postępów jakie udało mi się poczynić przez 4 miesiące, więc zaczęłam się trochę przygotowywać do wyjazdu pod kątem sportowym, ale w dużej mierze w plenerze. Jak się potem okazało jak zwykle urlop rządził się swoimi prawami i nie wszystko mi wyszło.

Zadanie miałam o tyle utrudnione, że z moją mobilizacją do ćwiczeń we własnym zakresie jest krótko mówiąc różnie. I tak jak mogłam się tego spodziewać - plan, który sobie założyłam na czas mojej nieobecności zrealizowałam mniej więcej w połowie. Nie jestem z tego zadowolona, ale na szczęście nie zrujnowałam tego co osiągnęłam przez kilka miesięcy. Chociaż na początku trochę wskazywało na to, że właśnie tak się może stać. 

Żeby jednak mieć jakąś kontrolę nad tym wszystkim, przed wyjazdem ściągnełam na smartfona aplikację endomondo i kupiłam saszetkę do biegania. Motywacja, którą był widok liczby spalonych kalorii i wygoda w postaci saszetki miały pomóc rozwiązać temat ćwiczeń tak, abym miała trochę mniej możliwości wykręcenia się przed samą sobą ;P.

Ostatecznie moja letnia aktywność skończyła się na tym, że zumbowałam, robiłam brzuszki, przysiady ze sztangą i przysiady na jednej nodze, chodziłam na spacery i wspięłam się na góry ;), przy okazji wyjazdu w Tatry. Z tego ostatniego byłam niesamowicie dumna :D.

Teraz z perspektywy czasu widzę, że mogłam ten czas zorganizować inaczej. I ten post ma mi właśnie o tym przypomnieć przy okazji następnego urlopu. W końcu człowiek uczy się na błędach. A ja zwłaszcza ;P


poniedziałek, 14 października 2013

Woda z cytryną na początek dnia

W poprzednim poście wpisałam jako pierwszy punkt mojego planu - rozpoczęcie dnia wodą z cytryną. Już wyjaśniam o co mi chodziło.

Kilka miesięcy temu trafiłam na krótki artykuł, w którym dietetyk Ann Louise Gittleman polecała rozpoczynanie każdego dnia właśnie od szklanki gorącej wody z cytryną, ponieważ ma to bardzo korzystny wpływ na całe nasze ciało. Postanowiłam spróbować i przez ok. 4 miesiące wytrwale się do tego stosowałam. Przestałam przy okazji urlopowych wyjazdów, ale to akurat nie ma tu znaczenia. Najważniejsze dla mnie było, że na mnie to działało. A najbardziej zauważalnym skutkiem było przyspieszenie pracy jelit.

Tym razem chcę się też przyjrzeć pozostałym efektom.


A teraz krótko na temat przygotowania, zadań i korzyści codziennego picia wody z cytryną (źródło: www.livestrong.com).


Przygotowanie

Do szklanki gorącej wody dodajemy sok wyciśnięty z połowy cytryny. Napój możemy przyprawić szczyptą cynamonu lub imbiru. Pijemy na czczo.
Woda powinna być gorąca, aby uchronić żołądek przed szokiem termicznym, ale nie wrzątek (żeby nie pozbawić soku z cytryny jego dobroczynnych właściwości). Temperatura powinna pozwalać na swobodne wypicie napoju.

Zadania
Codzienne picie wody z cytryną korzystnie wpływa na nawodnienie organizmu, dostarcza witaminy C oraz pomaga przyswoić substancje odżywcze. W ten sposób zapobiega potęgowaniu uczucia głodu spowodowanego słabym wchłanianiem tych substancji.

Korzyści
Cytryna oczyszcza organizm z toksyn i wspomaga wchłanianie wapnia. W związku z tym, że wapń przechowywany jest w komórkach tłuszczowych, dostarczając go do organizmu stymulujemy spalanie tłuszczu, a w konsekwencji wspomagamy odchudzanie. Ponadto, witamina C wspomaga system odpornościowy, co zapobiega powstawaniu chorób serca, chorób nowotworowych, artretyzmu oraz zmniejsza ryzyko udaru.

Same plusy :)


A na koniec bardzo wymowny obrazek ;P

niedziela, 13 października 2013

Plan działania!

Generalnie powinnam zrobić plan rzeczy, które zamierzam zmienić/wprowadzić w najbliższym czasie do mojego życia.  Bez tego wszystko co będę robić będzie poza moją wszelką kontrolą, a to jest równoznaczne z tym, że ciężko będzie mi sprostać zadaniu jakie mam do wykonania w kwestii wysportowaniej figury i ogólnie zdrowszego trybu życia.

Postanawiam więc, że...
  1. Każdy dzień rozpoczynam bardzo ciepłą wodą z cytryną.
  2. Codziennie jem śniadanie - bezwzględnie!
  3. Staram się jeść mniej więcej w regularnych odstępach.
  4. Urozmaicam swoje posiłki.
  5. Ograniczam niezdrowe przekąski.
  6. Piję dużo płynów (2, a nawet 3 litry dziennie).
  7. Najpóźniej 5 listopada wracam na siłownię (co najmniej 2 razy w tygodniu).
  8. Kontynuuję zumbę 3-4 razy w tygodniu.
  9. Każdy dzień kończę kolacją ok 2-3 godzin przed ewakuacją do łóżka.
Powyższe postanowienia obowiązują mnie od jutra. Nie ma na co czekać! :) Oczywiście z wyjątkiem punktu 7.

Myślę, że taki plan ogólny może na razie pozostać. Z biegiem czasu na pewno będą powstawać plany szczegółowe do niektórych jego punktów.

czwartek, 10 października 2013

Zumba zumba jeee zumba jee zumba jaa! :D

Taki mam dziś nastrój! Zumbowy :D, mimo późnej już pory.
Właściwie od 7 miesięcy prawie nieustająco ;P

W sumie miałam dwa podejścia do zumby. Pierwsze może nie było całkiem nieudane, jednak na dłuższą metę zajęcia nie sprostały moim oczekiwaniom. Szybko się znudziłam. Zmieniłam fitness klub i to był strzał w dziesiątkę, bo teraz nawet po ciężkim dniu nie ma takiej opcji, żebym sobie odpuściła :). Ciągle nie mam dość i moja zumbiarska miłość kwitnie (haha :P ).

No i to turbospalanie kalorii.. :)

A to są ostatnio moje trzy numery 1:

  • J. Perry ft. Shabba - Bouje

  • Jay Santos - Caliente

  • Free Deejays - Mi ritmo

I jak tu usiedzieć spokojnie przed laptopem ;)..? Nie mówiąc już o pójściu spać.. Bo wypadałoby już rozważyć taką ewentualność ;).

wtorek, 8 października 2013

Message from my future self

Bardzo podoba mi się ten pomysł :)


W chwilach słabości taki list mógłby zdziałać cuda. I w takim przemęczonym czasie jaki mam w ostatnich tygodniach też.
Miałam podjąć się kolejnych miesięcznych wyzwań... Miałam po urlopie wznowić treningi na siłowni... I jest mi cholernie wstyd, bo jedyne na co ostatnio mam siłę to zumba. Co prawda 3-4 razy w tygodniu, ale nie zmienia to faktu, że ostatnio sobie nieźle poluzowałam.

Dlatego plan na następne tygodnie jest prosty: ogarniam się w pracy, wracam na siłownię i staram się zmodyfikować moje posiłki (przede wszystkim muszę je urozmaicić).

Na zadowalające mnie efekty - trwałe oczywiście - mam czas do wiosny. I liczę na to, że publiczna deklaracja pomoże mi osiągnąć cel!

niedziela, 6 października 2013

Kilka słów na początek

Założyłam tego bloga głównie po to, aby zapisywać wszystko co pozytywnie wpływa na moje samopoczucie jako kobiety. Będą się tu więc pojawiać posty związane z urodą, sportem, odchudzaniem, zdrowiem.. a z czasem pewnie zahaczę też o inne interesujące tematy.

W ten sposób zamierzam też utrzymać moją motywację w dążeniu do 'idealnej mnie' ;). Chcę się czuć rewelacyjnie we własnym (wysportowanym) ciele, a wymagania względem niego mam spore ;)!

Przy okazji chcę zaznaczyć, że wszelkie moje działania nie mają nic wspólnego z nierozsądnym odchudzaniem za wszelką cenę i bez żadnych granic. Moje cele zamierzam osiągnąć dzięki odpowiedniej diecie i aktywności fizycznej. Żadnych hardkorowych rozwiązań!

No, to do dzieła! :)