wtorek, 30 września 2014

Domowa tortilla na szybko - bez mięsa

Powstała któregoś razu z lodówkowych resztek (jak zwykle ;P ) i tak już na stałe wpisała się w mój jadłospis.





1 wrap
sałata lodowa
1 mały ogórek kiszony
1 mały pomidor
kilka kostek sera feta
jogurt bałkański
sos chili

poniedziałek, 29 września 2014

Grzybobranie i jego podsumowanie w aplikacji Endomondo

Ostatnie tygodnie żyłam w złudzeniu, że lato jeszcze do nas wróci, choć na kilkanaście dni. I dopiero wczorajsza wyprawa uświadomiła mi, że mamy już kalendarzową jesień... i tak naprawdę bliżej już do zimowych kurtek niż krótkich rękawków. Trochę mnie ta perspektywa przygnębia, bo nie zdążyłam się w tym roku nacieszyć latem.

Ale skoro wpływu na to nie mamy, to warto poszukać rzeczy, które cieszą nawet w ten jesienny czas.
I tutaj wracając do tematu dzisiejszego posta - wczoraj nareszcie udało mi się wybrać na tzw. wyjazd sprawdzający stan grzybów w lesie [czyt. pierwsze w tym roku grzybobranie ;) ]. Chyba pierwszy raz w życiu zbierałam grzyby popołudniu i pewnie dlatego za dużo ich nie przywiozłam, ale też nie miałam aż tak dużo czasu na spokojne chodzenie po lesie. Jednak czas spędzony na świeżym powietrzu uważam za bezcenny. 

Moje wczorajsze grzybobranie w kilku zdjęciach:


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W trakcie spaceru przypomniało mi się, żeby włączyć endomondo i z ciekawości sprawdzić ile mniej więcej kalorii spalamy podczas zbierania grzybów.

Obok na zrzucie ekranu z mojego telefonu możecie zobaczyć jak wyglądało podsumowanie godziny spaceru po lesie.

A biorąc pod uwagę, że leśny spacer trwał w sumie 2,5 godziny to łączna ilość przebytych kilometrów i ilość spalonych kalorii wyglądała następująco:

kcal/2,5 h -  ok. 420
km/2,5 h - ok. 8,5

Przyznam, że bardzo poprawiło mi to humor :).


czwartek, 25 września 2014

Zumba Choreo: Jmi Sissoko - C Wow

Na punkcie zumby ześwirowałam już kompletnie :D. Chociaż akurat ten układ jest nie do końca w stylu, w którym czuję się najlepiej, ale po małych modyfikacjach naszej instruktorki strasznie mi się podoba! No i piosenka jest mega! :)

środa, 24 września 2014

Nowa lista 'must have'

Czas na moją drugą listę 'must have' najlepiej soon ;).

1. Waga kuchenna
Korci mnie ten zakup już od dłuższego czasu, a dokładnie od momentu kiedy zaczęłam zapisywać wszystko co jem na stronie slank.pl. Mimo, że do większości produktów pojawiają się tam podpowiedzi co do ich wagi to jednak moje szacowanie niektórych z nich wydaje mi się jednak kiepskie ;). Nie jest dla mnie ten zakup niezbędny, ale po prostu chcę mieć taką wagę i już ;). Zrobiłam rozeznanie na allegro i mam już swój typ wybrany.

2. Spodnie dresowe
Strasznie podobają mi się w takim typie jak te na zdjęciu. Lekko luźne ze zwężanymi nogawkami. Tylko obawiam się, że mogę w nich nie wyglądać najlepiej ze względu na moje uda. I dlatego waham się jeszcze z ich zakupem na allegro. 


3. Koszulki treningowe
Tego nigdy za wiele ;), a ostatnio doszłam do wniosku, że bardzo skurczyła mi się ich ilość. Chciałabym kupić minimum trzy, tak myślę. Zwykłe bokserki, z tym, że zależy mi na takich, na których nie będzie widać mokrych śladów potu.
Na stronie Decathlonu widziałam właśnie takie jak potrzebuję, w świetnych kolorach i przecenione nawet na 19,99 zł. Ale w związku z tym, nie wszystkie rozmiary są dostępne. Muszę więc chyba dorwać koleżankę, która ma właśnie taką koszulkę, sprawdzić jaki to materiał i szybko podjąć decyzję.

4. Bluza rozpinana
Najlepiej uniwersalna - czarna. Moja zumbowa-fioletowa jest super, ale nie do wszystkiego pasuje.

I to chyba na razie tyle :). Samochód i mieszkanie pominęłam, bo to trochę bardziej kosztowna sprawa ;).

wtorek, 23 września 2014

Moja nowa skakanka z ekranem LCD

Staram się ostatnio wykorzystać wieczorem każdą okazję do skakania na skakance. Czasami skoczę tylko 300 razy, ale to zawsze więcej niż nic. Podejmując wyzwanie doszłam też do wniosku, że przydałaby mi się nowa skakanka i właściwie od razu ją zamówiłam. I tak od tygodnia korzystam już z tej nowej, z licznikiem J


Model, który wybrałam jest bardzo popularny na allegro i w bardzo przystępnej cenie, a na tym też mi zależało. Skakanka ma regulowany sznur i ekran LCD, na którym można sprawdzić ilość wykonanych skoków oraz ilość spalonych kalorii i tłuszczu. Można też ustawić swoją wagę i podobno wzrost – tego drugiego na razie mi się nie udało, bo w miejscu gdzie powinnam wpisać cm mogę wybrać liczbę najwyżej dwucyfrową. Wysoka nie jestem, ale ponad metr mam :P. Podobno ma jeszcze funkcję stopera.


Skakanka kosztowała ok.10 zł, tak więc powalającej jakości nie ma co się spodziewać, ale jak na taką cenę uważam, że jest w porządku. Dla mnie najważniejsze, że ma licznik :P. A dzięki obrotowym elementom, w których mocujemy sznur, łatwiej też na niej skakać. Jak wypada w porównaniu z tymi, za które trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych nie wiem. Nie wchodziłam też głębiej w szczegóły, bo tak jak wspomniałam najważniejsze dla mnie było to, żeby miała licznik skoków i nie kosztowała dużo. Z jakichś powodów nie jestem przekonana do liczników mechanicznych (choć nie potrafię tych powodów podać, bo do tej pory nie przypominam sobie, żebym miała z takim do czynienia), więc wszystkie tego typu skakanki wyeliminowałam.

To co mi się nie podoba to to, że nie da się wyłączyć ekranu skakanki. Przez co pewnie bateria będzie się szybciej zużywać. Ale tak jak wspomniałam – cena robi swoje.
Jedna tylko rzecz, którą powinno się robić skacząc na skakance, a której ja nie robię! Buty.. zakładać do skakania buty sportowe! Ja skaczę na boso, bo jakimś cudem jest mi tak najwygodniej i sprawa wygląda tak, że sznur jest mocny… i już kilka razy dostałam nim po stopach. Palcach konkretnie, i to naprawdę boli. Ale gdybym zakładała buty do skakania to tego problemu by nie było…

poniedziałek, 22 września 2014

Cel: Motywacja długoterminowa!

Jestem raczej osobom, która potrafi się zmobilizować i zdyscyplinować jeśli chce dokonać jakiś zmian w życiu. Jednak pewnie jak każdy, też miewam takie chwile, kiedy niewiele rzeczy mi wychodzi i kiedy mam wszystkiego serdecznie dość. 
Kiedy zaczynałam pisać tego bloga traktowałam go jako dodatkową motywację, coś co mnie jeszcze bardziej zmobilizuje do fit działania i pomoże w tym działaniu wytrwać. Przeglądałam też wiele innych fit blogów, przy czym zauważyłam, że część autorów opiera się głównie na jasno określonym celu - np. zrzucić 10-20-30 kg. I wszystko fajnie, bo trzeba wiedzieć do czego dążymy. Tylko co się dzieje potem, jak cel już zostanie osiągnięty?

Najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie bliższe przyjrzenie się dwom typom motywacji. A konkretnie motywacji określonej i motywacji nieograniczonej. Sprawa jest generalnie znacznie prostsza do zrozumienia niż mogłoby się to wydawać po nazwach:

Podejmując decyzję o zrzuceniu paru kilo najczęściej stosujemy rozwiązania krótkoterminowe, które są powiązane z konkretnym wydarzeniem, np. zbliżający się sezon plażowy, ślub, ważne spotkanie itp. Naukowcy określają ten typ motywacji mianem motywacji określonej. Charakterystyczne dla niej jest to, że początkowo motywuje nas do działania, ale nie powoduje trwałej zmiany. A to w efekcie prowadzi do punktu wyjścia: utracony tłuszcz powraca niedługo po tym jak wydarzenie uznane za finał naszych starań minie. Innymi słowy, nasz cel oparty jest o nagrodę, a kiedy ją otrzymamy motywacja znika.

Według naukowców, tak naprawdę największym napędem do działania są dla nas korzyści niematerialne, czyli np. kontakty towarzyskie, albo poczucie rozwoju i spełnienia. I to jest tzw. motywacja nieograniczona. Przeprowadzono także badania, w których porównano motywacje, którymi kierujemy się w ćwiczeniach i fitnessie i wynika z nich jasno, że motywatory wewnętrzne (czyli te dotyczące przyjemności, kompetencji i interakcji międzyludzkiej) są bardziej efektywne podczas tworzenia długotrwałych zobowiązań fitnessowych niż motywatory zewnętrzne (powiązane z celami dotyczącymi ciała).

Krótko mówiąc, jeżeli zaczynamy treningi mając za cel tylko utratę wagi, czy atrakcyjny wygląd - traktujemy ćwiczenia jako 'zło konieczne' niezbędne do osiągnięcia celu, przez co sprawiają nam one mniej przyjemności lub nie sprawiają jej wcale. Dlatego też, chcąc uzyskać naprawdę trwałe efekty powinniśmy połączyć obie grupy motywacji - wtedy długotrwałe osiągnięcie celu jest o wiele bardziej możliwe.

Tak więc sprawa jest prosta do zrozumienia, ale domyślam się, że dla wielu osób może to być trudne do wprowadzenia w życie (o tym już zresztą pisałam w kontekście stanu flow). Uważam jednak, że warto spróbować wykorzystać te rady i cieszyć się z osiągniętych efektów dłużej niż przez ściśle określony czas.

sobota, 20 września 2014

Qurrito z kurczakiem

Kolejne już w moim wykonaniu. Właściwie większość składników jest taka sama jak poprzednim razem. Nie miałam jednak mozzarelli, więc zastąpiłam ją żółtym serem, a polędwicę sopocką i parówkę - kurczakiem.



1 wrap
pierś z kurczaka
0,5 papryki
1 ogórek konserwowy
pomidorki koktajlowe
2 plasterki sera żółtego
sos chili
keczup




Kurczak, wbrew temu co się może wydawać patrząc na zdjęcie, nie jest przypalony ;). Ja po prostu lubię jak jest mocno przysmażony. Za to znowu za długo przetrzymałam je w piekarniku.

wtorek, 16 września 2014

Zumba na skakance :D

1500 skoków na skakance... :) wykorzystałam dzisiejszego powera do nadrobienia kilku ostatnich dni :). Oczywiście wyskakałam taką ilość jakoś w czterech, czy pięciu seriach. Jeszcze nie doszłam do takiej wprawy, żeby zrobić tyle skoków w jednej serii ;). Ale idzie mi coraz lepiej :). I myślę, że to bardzo dobry wynik jak na jeden dzień. A dzięki temu, zgodnie ze skakankową trasą, jestem w tej chwili w Dijon.

A co mi towarzyszyło podczas skakania?? Oczywiście zumba :D. Robię się już chyba nudna w tym temacie :P. Ale nie zamierzam przestawać :D. Uwielbiam ją :P!

Armando Salcedo, Heidy Torres - Mi gente


Przy okazji wpadł mi do głowy pewien pomysł... :)

niedziela, 14 września 2014

Dietetyczne pizzerki

Uwielbiam różnego rodzaju pizze, pizzerki itp. Ale jem je raczej kontrolowanie, co by się któregoś razu znów nie obudzić z kilka-kilowym nadmiarem tłuszczyku ;). Okazuje się jednak, że jest jakieś rozwiązanie, aby móc je jeść częściej :D. Kilka dni temu znalazłam przepis na dietetyczną wersję pizzerek i od razu go wypróbowałam. Moje pierwsze podejście było nie najgorsze, ale z przygodami :P. Najpierw nie przewidziałam, że po wstawieniu do piekarnika ciasto rozejdzie się jeszcze na boki i składniki zostaną przez to bardziej na środku niż na całej powierzchni. A druga rzecz... pierwszy raz w życiu miałam taką sytuację, że papier do pieczenia dosłownie wtopił mi się w ciasto ;P.. Obstawiam, że to papier był kiepski, bo brak wybitnych zdolności kucharskich chyba wpływu na to nie ma ;).

3 łyżki otrębów pszennych
1 czubata łyżka mąki kukurydzianej
3 łyżki chudego twarogu
2 jajka
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka suszonych drożdży
0,5 łyżeczki ziół prowansalskich
0,5 łyżeczki przyprawy do pizzy
dodatki (u mnie to były pieczarki, polędwica sopocka, ogórek konserwowy, pomidorki koktajlowe i ser żółty mozzarella)

Otręby, mąkę, twaróg, żółtka, proszek do pieczenia, drożdże i zioła mieszamy. Białka ubijamy na sztywno i dodajemy do wymieszanych składników. Całość blendujemy i odstawiamy na ok. 5 minut do czasu aż otręby napęcznieją. Ciasto nakładamy łyżką na blachę i układamy dodatki. Pieczemy ok. 15-20 minut w temp. 170 stopni C.

Z podanych składników wychodzi 5 pizzerek (1 łyżka = 1 pizzerka)

Poniżej wartości odżywcze dla samego ciasta (bez dodatków), policzone za pomocą portalu Slank.pl

42g = 1 pizzerka


Tutaj link do bloga, na którym znalazłam ten przepis - My reality dietetycznie. Tam autorce wyszły one bardziej 'puchate' i bez papieru jako dodatek :P. Ale jak to się mówi... praktyka czyni mistrza :D.

piątek, 12 września 2014

Flow - czyli jak pozytywnie 'odlecieć' w sporcie :D

Takie pozytywne sportowe 'odloty' zdarzały mi się swego czasu bardzo często :D, ale nawet nie wiedziałam, że mają one w ogóle jakąś nazwę. Aż tu nagle wczoraj trafiłam na tajemnicze pojęcie, które okazało się być właśnie ich angielskim odpowiednikiem. A może jeszcze wtedy te moje 'odloty' nazwy nie miały, bo jak na razie trafiłam na źródła pochodzące najdalej z 2005 roku. W każdym razie życzę ich każdemu, bo to co się wtedy czuje jest naprawdę bardzo trudne do ubrania w słowa, a mega fantastyczne do przeżycia :).

Co to w ogóle jest stan flow?
Najprościej mówiąc jest to zupełne zatracenie się w jakiejś aktywności, nie tylko fizycznej, i towarzyszące temu radość, satysfakcja, zadowolenie, emocje i poczucie spełnienia. Właśnie tak zwany "odlot", kiedy interesuje nas tylko i wyłącznie ta konkretna czynność. W hormonalne szczegóły powstawania tego stanu nie będę się tutaj zagłębiać, ale zainteresowanych odsyłam do artykułu 'Trenujesz? Rób to z flow!', który te kwestie wyjaśnia.

Co należy zrobić, aby osiągnąć stan flow?
1. Przede wszystkim musimy wybrać zajęcie, które faktycznie nas interesuje, i którego wykonywanie przynosi nam radość. 

2. Następnie musimy ustalić jaki mamy cel - konkretne. 
3. Ważne jest też posiadanie odpowiednich umiejętności, które są potrzebne do wykonania wybranego zadania. 
4. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że dana czynność musi być dla nas wyzwaniem.
5. Efekty zadania powinny być możliwe do zmierzenia.
6. Następnie powinniśmy ograniczyć do minimum wszelkiego rodzaju otaczające nas zakłócenia, które mogą nas rozpraszać.
7. A na koniec, nie opuszczać stanu flow dopóki on sam nie minie :).


Bliższe osiągnięciu flow są osoby, które cieszą się z samego uprawiania aktywności fizycznej niż te, które traktują ją jako zło konieczne. Bardzo spodobało mi się podsumowanie wspomnianego już artykułu, które właśnie do tego nawiązuje:
"Z pewnością osiągnięcie stanu przepływu* nie jest łatwe. Wymaga zmiany nastawienia. Nie chodzi o to, aby zadręczać się myślami, ile kilometrów jeszcze pozostało. Pamiętaj o pozytywnym nastawieniu, równomiernym oddechu i byciu zrelaksowanym. Przyjemność z wysiłku jest najważniejsza!"

* przepływ - polskie tłumaczenie stanu flow

I teraz jasne jest dla mnie, że wielu moich znajomych nigdy nie będzie w stanie poczuć tej satysfakcji z samego podejmowania jakiejś aktywności fizycznej, bo dla wielu jest to zwyczajnie kolejny obowiązek, którego satysfakcje czują dopiero po zauważeniu jakichś efektów, najczęściej wizualnych. I tylko tyle. I pewnie też dlatego część z nich nie potrafi zrozumieć co sprawia mi taką przyjemność męcząc się i pocąc dla samego męczenia się i pocenia ;). Więc chyba nie ma co na siłę przekonywać ich, że to jest naprawdę fajne, że muszą tylko zacząć coś robić, żeby tą 'fajność' poczuć. Bo przy takim podejściu samo robienie czegoś niczego nie zmieni. No cóż... dopóki nie zmienią swojego nastawienia nie dowiedzą się ile przyjemności tracą! :)


I na koniec jeszcze chciałam napisać kilka słów kompletnie nie związanych z tematem tego posta. Jestem bardzo zaskoczona - bardzo pozytywnie zaskoczona :) - ilością komentarzy, które zostawiliście pod postem o skakankowym wyzwaniu. Wow! :) Zapewne dla wielu taka ilość (16) nie jest duża, ale mnie bardzo cieszy :). I dziękuję Wam za to zainteresowanie! Obiecuję też, że wszystkie blogi odwiedzę, tylko dajcie mi trochę czasu, bo dziś mogę nie zdążyć. Chociaż będę się starała :).

czwartek, 11 września 2014

Trening ze skakanką

Kartony poszły na bok i trochę miejsca się zrobiło, więc nie czekając aż mi przejdzie ochota podjęłam skakankowe wyzwanie i dotarłam do Madrytu ;D - Wyzwanie skakankowe na wrzesien 2014. Matko.... już zapomniałam jak to działa na tyłek! Boskie uczucie :).. Uda i łydki też czuję, że pracują! Więc może w końcu doczekam się tych upragnionych zakwasów jak za czasów treningowych :D...

Jedną tylko rzecz muszę zmienić, a mianowicie - skakankę. Ta, którą mam jest ok - najzwyklejsza skakanka i generalnie wystarczy, ale przydałaby się taka z licznikiem skoków... bo się zwyczajnie czasem gubię w liczeniu ;P, hahaha...

A skoro o skakance mowa to warto wiedzieć coś więcej na ten temat.

1. Zalety treningu ze skakanką
poprawa ogólnej koordynacji i szybkości ruchów, kondycji oraz gibkości ciała
- wzmocnienie mięśni nóg (zwłaszcza łydek) i pośladków
poprawa jędrności tylnych część ramion, które wraz z wiekiem „flaczeją"
- pomaga w uzyskaniu płaskiego brzucha - w czasie skoków mięśnie brzucha pracują, aby ustabilizować tułów i pomóc w utrzymaniu równowagi
zwiększenie elastyczności i sprawności stawów
spala mnóstwo kalorii - w minutę do 0,2 kcal na każdy kilogram masy ciała. Oznacza to, że kobieta ważąca 65 kg, spali w godzinę 780 kcal!
- pięć minut skoków na skakance tak samo skutecznie ujędrnia nogi, co przebiegnięcie ok. 800 metrów

2. Jak skakać na skakance?
Jak w przypadku wszystkich rodzajów treningów tak i przed skakanką należy zrobić rozgrzewkę. W tym przypadku ważne jest, aby odpowiednio rozgrzać stawy dłoni i ramion oraz kolana i kostki. Żeby prawidłowo wykonać trening musimy też przyjąć odpowiednią postawę - stajemy wyprostowani, wciągamy brzuch i uginamy łokcie. Łokcie należy trzymać blisko tułowia, a dłonie odchylić na boki. Podczas skakania barki pozostają w tej samej pozycji, nieruchome. Poruszają się jedynie dłonie i nadgarstki. Skaczemy na niewielką wysokość i tylko na palcach. Zmiany techniki skakania dokonujemy dopiero wtedy, gdy opanujemy podstawy. To akurat wydaje mi się jasne, ale wiele osób mimo wszystko o tym zapomina.

3. Długość skakanki
Idealną długość skakanki można określić w bardzo prosty sposób - stając na jej środku, wysokość uchwytów powinna sięgać niewiele powyżej pach.


W międzyczasie zdążyłam wejść na allegro i zamówić już nową skakankę ;)..

środa, 10 września 2014

Wyzwanie skakankowe na wrzesień 2014

Wygląda na to, że skakankowe wyzwanie na wrzesień ja podejmę w październiku.. Nie lubię szukać usprawiedliwień, ale naprawdę nie mam w tej chwili ani czasu ani warunków do skakania :(... Gorący okres w pracy, przeprowadzka i jeszcze parę innych rzeczy na głowie.. Taka trochę masakra ogólnie, ale radzę sobie :). Zumby nie odpuszczam :D

No dobra, ale do rzeczy...
Jak już wspominałam w jednym z ostatnich postów, Różowa Klara zainicjowała serię wyzwań ze skakanką, pod nazwą "Skakanką po...". Były już takie wirtualne podróże po Polsce, Stanach Zjednoczonych, Afryce, czy Australii, a teraz czas na kolejną część Europy. To będzie moje pierwsze podejście do takiego wyzwania, ale chciałabym po jego ukończeniu wrócić też do tych poprzednich. 

Jest właściwie tylko jedna zasada - 1 skok na skakance to 1 przebyty kilometr. I to wszystko. Proste? Pewnie, że proste :). I tutaj zacytuję autorkę wyzwania:
"Każdy skacze według własnych możliwości! Nie musisz skakać 1000 podskoków dzienne, dasz radę 200, to skacz 200! Nie rób niczego na siłę! Najważniejsza jest systematyczność, może we wrześniu przeskoczysz całą trasę, może pół, ale nie poddawaj się!"
To ostatnie zdanie jest cholernie ważne przy podejmowaniu jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Właściwie jest ważne przy podejmowaniu się czegokolwiek! :)

Skakankowa podróż przewiduje trasę podstawową, a także bonus - dla aktywnych, którzy ukończą trasę podstawową przed końcem miesiąca. Plan trasy wygląda tak:


Obiecuję, że spróbuję coś wykombinować, żeby udało mi się wygospodarować trochę miejsca na skakanie i zabrać się za to jeszcze we wrześniu. Bo przecież kilka minut dziennie znajdę!!! :D