piątek, 29 listopada 2013

Body wrapping - starcie pierwsze

W końcu, po miesiącach zwlekania podjęłam kroki, żeby sprawdzić jak działa body wrapping i kupiłam tak zachwalany przez wiele blogerek koncentrat cynamonowo-algowy z L-karnityną firmy BingoSpa (a właściwie wykorzystałam do tego swoje imieniny ;). Przy okazji zamówiłam 5 próbek koncentratu cynamonowo-kofeinowego z papryką (podobno jest najmocniejszy, ale dostępny jedynie w 1000 ml opakowaniach, a cena takiego opakowania wynosi ok. 200 zł).

Nie znoszę ani smaku ani zapachu cynamonu, więc obawiałam się, że czas zabiegu będzie okropną męczarnią. Na moje szczęście cynamonowy zapach kosmetyku nie jest aż tak intensywny jak się spodziewałam i jakoś udało mi się wytrzymać :).

Sam zabieg okazał się dla mnie zaskoczeniem. Po przeczytaniu wielu postów na ten temat, spodziewałam się ekstrymalnych doznań ;). Rozsmarowałam cienką warstwę koncentratu na udach, pośladkach i brzuchu, owinęłam się folią (jestem w tej kwestii kompletną amatorką, ale starałam się zrobić to jak najdokładniej), po czym wskoczyłam pod gruby koc. Popijając zieloną herbatę i oglądając jakiś serial czekałam aż zacznie się to koszmarne pieczenie. 5... 10 minut i nic.. Ani pieczenia, ani rozgrzania ani nawet najmniejszego zaczerwienia. Wstałam, żeby posprawdzać, czy może jednak źle się owinęłam, ale wszystko wyglądało w porządku. Zaczęłam czuć cokolwiek po ok. 15 minutach. Ale nie można nazwać tego pieczeniem. Nawet nie można było uznać tego za nieprzyjemne. Zarzuciłam jeszcze kołdrę. Działanie stało się bardziej intensywne po około pół godzinie. Ale nadal nie mogę powiedzieć, że było nie do wytrzymania. Trochę byłam tym zawiedziona ;), chciałam poczuć jak ten koncentrat rozprawia się z moim cellulitem bez żadnej taryfy ulgowej :P. 
Po godzinie odwinęłam folię. Skórą wydawała się gładsza i trochę bardziej napięta. Zaczerwienia nie zauważyłam. Jedynie lekkie zaróżowienie w pobliżu bielizny na pośladkach, a biorąc prysznic poczułam większą wrażliwość na temperaturę wody, ale wszystko w granicach normy. 




Na pewno na każdy rodzaj skóry koncentrat działa inaczej. Dlatego wcale nie chcę podważać opinii, które wcześniej czytałam. Na mnie zadziałał właśnie tak. Najważniejsze będą efekty, które mam nadzieję niedługo zaobserwować. I jestem ciekawa, czy kolejne zabiegi będą wyglądać podobnie, czy może staną się bardziej intensywne. A może ja jestem aż tak gruboskórna, że nawet taki koncentrat nie daje rady ;).

W każdym razie mój cellulit został dziś w miarę możliwości sfotografowany, więc jak tylko zauważę poprawę, na pewno się nią pochwalę :).

A to cała moja antycellulitowa armia ;)

  1. Bańki chińskie, 4 sztuki
  2. Antycellulitowa oliwka do masażu, Ziaja
  3. Koncentrat cynamonowo-algowy z L-karnityną, BingoSpa
  4. Próbki koncentratu cynamonowo-kofeinowego z papryką, BingoSpa
  5. Krem antycellulitowy Swedish Spa, Oriflame
I to tyle na ten temat :). Chciałam dodać jeszcze kilka informacji o tym zabiegu, ale doszłam do wniosku, że jest on dobrze opisany m.in. na stronach sklepów internetowych oferujących kosmetyki BingoSpa, więc po prostu wklejam tutaj link jednej z takich stron i już :) - Naturica.

środa, 27 listopada 2013

Czas na zmianę opon ;)

Podczas, gdy wszyscy zmieniają opony z letnich na zimowe, ja zamierzam zrobić odwrotnie :D.

Pierwsze kroki w tym kierunku podjęte, więc rozgrzewka już za mną, a teraz czas na decydujące starcie. Mimo, że nie mam dużo kilogramów do zrzucenia, zamierzam działać bardziej zdecydowanie. Poza tym, nie chcę już tylko trochę schudnąć, ale też wymodelować sylwetkę. Muszę odkopać mięśnie, które zostały mi gdzieś tam ;) po latach treningów, a które niestety zaniedbałam. 

Podsumowując
- 2-3 razy w tygodniu ćwiczę z Ewą
- 3-4 razy w tygodniu chodzę na zumbę
- trzymam się planu żywieniowego

I jest fantastycznie :) - brakowało mi tego przyjemnego zmęczenia po wysiłku fizycznym, a teraz mam je prawie codziennie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jak się tak porządnie zmęczę to czuję, że żyję :). I już niedługo zamierzam wyglądać jak ta dziewczyna z prawej :). Szkoda tylko, że nie da się zmienić akurat tych opon tak szybko jak samochodowych ;).

niedziela, 24 listopada 2013

Wieczorna motywacja ;)

Już właściwie nocna ;).

Są takie dni, kiedy mam ogromną ochotę na różne jedzeniowe zachcianki, niekoniecznie zdrowe. A już najczęściej dopadają mnie one oczywiście wieczorem :/.
Staram się im nie ulegać i jeśli to jest tylko zwykła zachcianka (a nie ssący głód) to w ramach bitwy ;) odwiedzam fit-blogi :) - więcej niż zwykle. Na mnie to działa, bardzo motywuje mnie konsekwencja dziewczyn, które mają ten sam cel i pokonują wiele pokus i trudności, żeby go osiągnąć.

Dziś jest właśnie taki dzień...
Na blogach już buszowałam, a teraz 2 bardzo motywujące mnie zdjęcia..


***********
Rano powtórzyłam 12 minutowy trening pośladków z Ewą. Jestem naprawdę zadowolona, bo cały czas czuję jego efekty. Jedyne co mnie denerwuje to jej komentarze, z założenia motywujące, ale na mnie działają drażniąco ;). Jednak same ćwiczenia - super :). Jutro zumba, a we wtorek wypróbuję skalpel.

sobota, 23 listopada 2013

Pierwsze spotkanie z Ewą Chodakowską

Listopad zaraz się skończy, a ja na siłownię wciąż nie dotarłam. Moje niekompletne zorganizowanie spowodowało, że zawaliłam na całej linii ten temat :/. Ale cóż... późno (bo powinnam to zrobić od razu na początku miesiąca), ale postanowiłam chwilowo jakoś zastąpić ćwiczenia na siłowni i popracować nad figurą w domu.
Jako, że chodzę na zumbę 4 razy w tygodniu i to jest mój trening aerobowy, w domu skupię się głównie na ćwiczeniach siłowych.
I tak zastanawiając się nad wyborem odpowiednich ćwiczeń, postanowiłam wykorzystać gotowy zestaw i przy okazji sprawdzić na czym polega fenomen Chodakowskiej. Tak naprawdę, mimo że dużo czytałam na jej temat, do tej pory nie widziałam ani jednego jej treningu. Trochę wstyd... a nawet trochę bardzo. Jest więc okazja, żeby to nadrobić.

Zaczęłam dziś! Co prawda od krótkiego treningu pośladków, ale jak już mam się zorientować co takiego mi Ewa proponuje :) to muszę obejrzeć co najmniej kilka filmików. A żeby nie tracić czasu od razu ruszyłam tyłek :). I mam za jednym zamachem małe rozeznanie i praktykę ;)

Ewa Chodakowska - Trening 6 minut - Total Fitness Brazylijskie Pośladki - część 1


Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że poczuję jakikolwiek wysiłek po tych kilku minutach, więc teraz jestem trochę zaskoczona :), ale i chętna na część drugą.

Ewa Chodakowska - Trening 6 minut - Total Fitness Brazylijskie Pośladki - część 2


Ale tego, że po 12 minutach będę całkiem nieźle spocona już kompletnie nie brałam pod uwagę ;). No! To jeden trening mam już ustalony :). Teraz muszę zrobić zdjęcie moich jeszcze-nie-brazylijskich pośladków (pośladów raczej ;P), żeby mieć co porównywać przed Świętami ;).

piątek, 22 listopada 2013

Na śniadanie: płatki z mlekiem

A to jest mój kolejny mały sukces:

  1. Płatki kukurydziane Nestle Corn Flakes
  2. 1 banan
  3. Rodzynki
  4. Mleko oczywiście ;), zimne - 2,0%, ale rozważam zmianę na te o mniejszej zawartości tłuszczu.
  5. Resztki crunchów owsianych ;)
Zwykle jadłam płatki same, bez mleka, tzw. 'na sucho'. Raz częściej, raz rzadziej. Nie mogę powiedzieć, że nie lubię mleka, ale na pewno się nim nie zachwycam. Jedyny czas, kiedy rzeczywiście chętnie piłam szklankę (a nawet więcej) mleka dziennie to było kilkanaście lat temu w Kanadzie. Miałam wrażenie, że tamto mleko smakowało lepiej. Ale prawdopodobnie miało po prostu więcej różnego rodzaju dodatków, które powodowały tą zmianę. A i jeszcze jako dziecko wyjeżdżając na wieś dawałam się przekonać rodzince do mleka prosto od krowy ;). Teraz nie wiem, czy bym była skłonna takie wypić. Może z czystej ciekawości, czy nadal smakuje tak samo :P.
Ale wracając do tematu.. Takie śniadanie jem już ok. miesiąca, czyli od momentu, gdy ustaliłam swój plan zdrowszego żywienia. Na razie jeszcze mi się nie znudziło ;), ale zaczynam myśleć nad pewnymi urozmaiceniami, żeby ten moment przejedzenia nie nastał ;), bo obecnie jest to mój jedyny posiłek, w którego skład wchodzi właśnie mleko.

czwartek, 21 listopada 2013

Zdrowa zachcianka - kapustka kiszona :D

Kilka dni temu dopadła mnie straszna ochota na... kapustę kiszoną ;). Może to trochę niecodzienna zachcianka, ale akurat ją mogłam zaspokoić bez obaw, że będą to jedynie puste kalorie :). Kupiłam więc wiaderko, z którym poradziłam sobie w jakieś 4-5 dni i aktualnie w lodówce stoi już następne ;P... tzn. w tej chwili już połowa została ;). Zaczynam się zastanawiać, czy to na pewno była zachcianka... bo one raczej mijają zaraz po zjedzeniu, a ta już jakiś czas trwa ;).

Żarty żartami, ale bardzo się cieszę, że coraz częściej mam dużą ochotę na zdrowe produkty, a te, do których miałam słabość (np. chipsy) już nie zawsze mi smakują. Chociaż w sumie jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić 'miałam słabość'. Ale nie zmienia to faktu, że jest to zdecydowanie dobry sygnał i oby utrzymał się jak najdłużej :) (nie będę jeszcze ryzykować stwierdzenia 'na zawsze').

A co takiego dobrego ma w sobie kapusta kiszona? Czy jak niektórzy mówią 'kwaszona'. Z ciekawości poszukałam na ten temat informacji w internecie. Bo to, że jest zdrowa to raczej wszyscy wiedzą. Ale gdyby ktoś mnie zapytał dlaczego, to chyba nie byłabym w stanie odpowiedzieć więcej poza tym, że ma mnóstwo witaminy C.
A teraz już wiem, że zawiera:
  • Witaminy: A, C, E, K, witaminy z grupy B
  • Sole mineralne: wapń, magnez, żelazo i potas
  • Błonnik
  • Związki siarkoorganiczne - które poprawią wygląd naszej skóry, włosów i paznokci
  • Karotenoidy i polifenole - zatrzymują młodość na dłużej
  • Bakterie Lactobacillus - rozkładają cukry w kwas mlekowy, co ma korzystny wpływ na przewód pokarmowy
  • Fitoncydy - działają bakterio i grzybobójczo
  • Substancje regulujące pracę tarczycy
  • Substancje zmniejszające ryzyko rozwoju nowotworów żołądka, dwunastnicy i jelita grubego
Ponadto posiada właściwości termoregulacyjne (obniża wysoką temperaturę ciała, podwyższa niską), a także właściwości odchudzające (przyspiesza przemianę materii, reguluje przemianę tłuszczową i obniża poziom cholesterolu).
Sok z kiszonej kapusty wzmacnia naszą odporność, łagodzi kaszel i pobudza soki trawienne. Działa również obronnie na wątrobę, śledzionę i pęcherzyk żółciowy. Pomaga leczyć żylaki odbytu, reumatyzm oraz gościec. Wykazuje też działanie pobudzające wzrost komórek, a to korzystnie wpływa na proces odmładzania. Ponadto, łagodzi stres, odświeża umysł oraz wzmacnia kości i mięśnie (zwłaszcza mięsień sercowy).
(źródło: www.jejzdrowie.pl)

I proszę bardzo, dowiedziałam się nawet, że kapusta kiszona niweluje szkodliwe działanie alkoholu! Nie to, żebym co weekend ostro balowała ;), ale od teraz przy okazji różnych imprez z udziałem właśnie alkoholu postaram się ją zawsze mieć w lodówce ;).

I jeszcze jedna bardzo ważna informacja: 100 g kapusty kiszonej dostarcza jedynie 16-20 kcal! Różne źródła różnie podają, ale w każdym razie mało :D

Przy okazji znalazłam całe mnóstwo przepisów, gdzie kapusta kiszona nie jest dodatkiem do potrawy, a jej głównym składnikiem. Jednak mimo tego, że wiele z tych potraw na zdjęciach wyglądało przepysznie, moim numerem 1 jest taka wyjęta prosto z wiaderka ;) - skropiona oczywiście oliwą, żeby przyswoić wszystkie witaminy. I taką też właśnie zjadłam! :)


wtorek, 19 listopada 2013

Antycellulitowy masaż bańką chińską

Wyzwanie, jakim jest walka z cellulitem podjęte! Jest plan, teraz kolej na jego realizację. I masaż bańką chińską (który jak już wspomniałam w poprzednim poście - wypróbowałam) ma być jednym z tych działań, które pomogą mi osiągnąć cel. Wiele kobiet w sieci wypowiadało się bardzo pozytywnie na temat jego działania i to skłoniło mnie do wypróbowania go na własnej skórze :). Swoje zdanie też za chwilę wypowiem ;), ale najpierw kilka ogólnych informacji. 

W wielkim skrócie, masaż bańką chińską rozbija tkankę tłuszczową i zwiększa ukrwienie tkanek, co powoduje łatwiejsze wnikanie kosmetyków stosowanych po zabiegu. W efekcie poprawia się jakość skóry, a cellulit zostaje zmniejszony, w niektórych przypadkach nawet zlikwidowany.

Zabieg bez problemu można wykonać w domu. Jedyne czego potrzebujemy to właśnie bańka chińska i oliwka do ciała. Jego wykonanie jest bardzo proste:
Miejsca objęte cellulitem smarujemy oliwką, a następnie ściskamy gumową bańkę w ręku, przykładamy do skóry - tak, aby doszło do jej zassania i wykonujemy masaż.
Jeden zabieg powinien trwać ok. 15-30 min., a żeby spełniał swoje zadanie powinien  być wykonywany w seriach ok. 10 zabiegów, w odstępach nie dłuższych niż 3 dni. Trzeba mieć na uwadze, że masaż bańką może być (zwłaszcza na początku) nieprzyjemny lub nawet bolesny, a po zabiegu na ciele mogą się pojawić siniaki i zaczerwienia.

Wskazania: cellulit, obrzęki limfatyczne, napięte i obolałe mięśnie
Przeciwwskazania: nowotwory, gruźlica, podwyższona temperatura ciała, menstruacja, ciąża, zaburzenia krzepliwości krwi, żylaki, przerwanie ciągłości i stany zapalne skóry, wysiękowe zapalenie stawów, obrzęki niewiadomego pochodzenia

A teraz moje dotychczasowe wnioski i spostrzeżenia :)
Na początku wykonywałam go bardzo regularnie. Cellulit nie jest niczym fajnym i naprawdę z ogromną przyjemnością brałam w dłoń bańkę i przystępowałam do kolejnych masaży pomimo tego, że nie należy on do przyjemnych. Muszę przyznać, że świadomość tego, że w końcu mam szanse wyraźnie go zmniejszyć powodowała, że potrafiłam się przy tym nawet zrelaksować i nie przejmować dyskomfortem :). Czy likwiduje cellulit? Na razie tego nie wiem. Niestety w pewnym momencie nie udało mi się utrzymać regularności. Ale na tym etapie nie mogę się do niczego przyczepić (nawet gdybym chciała ;P). Spektakularnych efektów nie zauważyłam, ale nie oszukujmy się - cellulit nie jest łatwym przeciwnikiem i nie da się go zwalczyć w kilka tygodni. Niemniej jednak, skóra ud i pośladków bardzo szybko zyskała na jędrności. Odniosłam też wrażenie, że nierówności związane z nierównomiernym rozłożeniem tkanki tłuszczowej wygładziły się w dość znacznym stopniu.
Zaczerwienienie pojawiało się za każdym razem, ale to normalne. Znikało kilka minut po zakończeniu masażu. Jeden raz wystąpiły nazwijmy to małe wylewy podskórne w postaci małych ciemnoczerwonych kropek, ale po kilku dniach nie zostało po nich ani śladu.

A to właśnie mój zestaw, trochę już sponiewierany ;P

  1. Bańki chińskie, 4 sztuki o średnicy: 6,5 cm, 5 cm, 4 cm, 2,5 - Allegro
  2. Oliwka do masażu antycellulitowego 500 ml, Ziaja - Super Pharm

poniedziałek, 18 listopada 2013

Zimowy plan na cellulit

Do zimy niestety już bliżej niż dalej :( i gołych nóg w najbliższym czasie eksponować raczej nie będę, więc myślę sobie, że to dobry moment na podjęcie też zdecydowanej walki z cellulitem. Wojny właściwie ;). Fajna figura to jedno, ale uda pokryte tym cholerstwem uroku jej nie dodadzą.
Jak zwykle to nie będzie pierwsze starcie, ale mam nadzieje, że tym razem najbardziej przemyślane i w związku z tym - skuteczne. Do tej pory stosowałam różne kremy, balsamy wspomagające redukcje tego cholerstwa, ale to było właściwie jedyne działanie z mojej strony - wsmarować w skórę i już. Trochę mało, żeby cokolwiek wskórać. Teraz chciałabym wykorzystać to, że jem zdrowiej i zaatakować cellulit na kilka sposobów. Plan jest taki:
  1. Zdrowe odżywianie (in progress :)...)
  2. Sport (jak wyżej :)
  3. Masaż bańką chińską (to już wypróbowałam, opiszę w kolejnych postach)
  4. Codzienne stosowanie kremu wspomagającego redukcję cellulitu
  5. Body wrapping (nowość na mojej wojnie ;)
Body wrapping jest podobno dużo bardziej skuteczny niż zwykłe wsmarowywanie kremu i bez problemu można wykonać go w domu, więc czemu nie spróbować. Zainteresowałam się nim latem, ale z uwagi na moje wakacyjne migracje ;), działań w tym kierunku nie podjęłam. Moja ciekawość nie dała mi jednak o tym zapomnieć ;) i teraz jest dobry czas na jej zaspokojenie!

Termin: jak najszybszy :), ale nie później niż kwiecień 2014.

Ostatnio zauważyłam, że zmieniło się trochę moje myślenie i zamiast popadać w zimową deprechę, staram się tak zorganizować ten czas, żeby wykorzystać go maksymalnie na poprawienie siebie i swojego życia. Jest więc szansa, że na przełomie lutego i marca nie będzie reakcji w stylu: 'ooo fuck! już po zimie, a ja znów nic nie zrobiłam i dalej obrastam tłuszczem!' ;) Do tego z tym beznadziejnym cellulitem..
W końcu lepiej zacząć przygotowania do lata wtedy, kiedy jest na to czas, a nie działać wiosną jak oszołom bez konkretnego planu ze znikomą szansą na powodzenie. Zwłaszcza jeśli chodzi o cellulit, którego jak wiadomo pozbycie się jest trudne i długotrwałe.

Tak się niestety nie da ;)


****************
Trochę z innej beczki. Umówiłam się wczoraj z koleżanką na wieczorne pogaduchy. Kupiłam chipsy - wiem, wiem... nie powinnam. W międzyczasie nasze plany się zmieniły, a ja dobrałam się do nich sama. Ale może dobrze wyszło, bo pierwszy raz w życiu mi NIE smakowały!! :) I teraz na pewno szybko ich nie kupię :D.

niedziela, 17 listopada 2013

Co mi daje sport?

Jeszcze przed wakacjami, po treningu na siłowni sprzątaczka zapytała mnie co nam dają te ćwiczenia, człowiek się tylko zmęczy i nic więcej. Dodała, że nie rozumie dlaczego zwłaszcza kobiety z własnej nieprzymuszonej woli regularnie odwiedzają siłownię. Szczerze mówiąc nie potrafiłam jej wtedy konkretnie odpowiedzieć. Głównie dlatego, że ja czułam to pozytywne działanie sportu, a niekoniecznie starałam się te odczucia ubrać w słowa. Dzisiaj natomiast trafiłam na bloga (get-fit-and-be-happy), gdzie podobne pytanie zostało poddane analizie :). I to spowodowało, że postanowiłam zastanowić się nad tym co mi daje sport i ubrać to w słowa.
I oto efekty moich przemyśleń ;P

Co mi daje sport? :)
  • Zdrowie - to nie podlega żadnej dyskusji i co do tego chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Oczywiście nie mam tu na myśli sportu wyczynowego, gdzie kontuzje się zdarzają. Ale nie można uogólniać, co często robią osoby szukające wymówki przed jakąkolwiek aktywnością fizyczną. Korzystny wpływ na ogólny stan zdrowia, odporność zaobserwowałam u siebie - odkąd pamiętam bardzo rzadko chorowałam, a lekarzy odwiedzałam najczęściej przy okazji badań sportowych.
  • Atrakcyjny wygląd i świadomość własnego ciała - zawsze podobały mi się wysportowane sylwetki i zawsze chciałam taką mieć. Figura z widocznymi śladami sportu jest dla mnie o wiele bardziej atrakcyjna niż ta uzyskiwana w efekcie 'popularnego odchudzania', które polega na ograniczaniu jedzenia i ścisłym kontrolowaniu kalorii.
  • Pewność siebie - pozytywne samopoczucie i nawet najmniejsza poprawa figury podnoszą moją samoocenę, a co za tym idzie - właśnie pewność siebie.
  • Osobowość, charakter - w sporcie, aby osiągnąć cel trzeba być systematycznym, zdeterminowanym i gotowym na pewne wyrzeczenia, a to kształtuje charakter i silną osobowość.
  • Wyrazistość - tak to nazwijmy. Nigdy nie chciałam być zwyczajna, taka jak wszyscy. Zawsze chciałam się czymś wyróżniać, potrafić coś co stosunkowo niewiele osób potrafiło i tak było przez większość mojego życia właśnie za sprawą sportu.


  • Dobry humor - zawsze po treningu jestem mega zadowolona :-), a pozostałe zalety uprawiania sportu dodatkowo sprzyjają jego poprawie :).
  • Mniej stresu - podczas zajęć zazwyczaj angażuję się cała w to co robię i nie zastanawiam się (albo zastanawiam się mniej) nad problemami. Często też właśnie podczas ćwiczeń biorę się w garść i myślę sobie, że ze wszystkim sobie poradzę :). W końcu kto jak nie ja :).
Tak, właśnie tak mogłabym odpowiedzieć tamtej pani :).

czwartek, 14 listopada 2013

Punkt 7 - do poprawy!

Cholera z siłownią dałam ciała :/. 5 listopada miałam zacząć stawiać się tam regularnie, jest 14-sty, a ja jeszcze tam nie dotarłam i w związku z tym karnetu oczywiście też nie kupiłam. Eh. Mogłabym się usprawiedliwiać, że to przez te 2 długie weekendy (w moim przypadku zawsze jeszcze 1 dzień dłuższe), ale nie będę tego robić, bo uważam, że to żadne wytłumaczenie!! Koniec kropka!

Całe szczęście, że pozostałych postanowień udaje mi się trzymać. Zumba 3-4 razy w tygodniu i lepsza jakość posiłków na razie wychodzą mi całkiem nieźle. O ile zumbę uwielbiam i nie mam problemu, żeby zmobilizować się do regularnych zajęć, tak do zdrowszego jedzenia cały czas się przyzwyczajam. Nie będę ukrywać - grzeszki się zdarzają (np. dzisiaj miałam straszną ochotę na frytki :P), ale ogólnie myślę, że w tej kwestii idzie mi dosyć dobrze :).

A temat siłowni rozwiążę w najbliższym czasie. Obiecałam to sobie!