niedziela, 11 października 2015

Teraz będzie już tylko lepiej... :)

Tak wiele się ostatnio dzieje w moim życiu, że czasem brakuje mi czasu nawet na jedzenie. Opanowanie tego całego zamieszania i zorganizowanie się tak jakbym chciała ciągle się przedłuża. Ale cały czas jestem bliżej celu :). Wszystko co ma wpływ na mój nieogar już się dzieje i teraz pozostaje mi tylko się do tego przyzwyczaić. A to powinna być kwestia kilkunastu dni.

Poza tym robi się coraz ciekawiej w moim życiu. Poza zumbą coraz częściej pojawia się salsa i jeszcze zaczynam odkrywać uroki bachaty. Poznaję nowych ludzi, którzy mają podobne zainteresowania do moich, z którymi rewelacyjnie spędza się czas i którzy wnoszą niesamowitą ilość mega pozytywnej i szalonej energii do mojej codzienności, Powiedziałabym, że przeżywam swoją drugą młodość, gdyby nie to, że pierwsza się jeszcze nie skończyła :P.

Pewne sprawy w moim życiu zakończyły się definitywnie i czuję się teraz naprawdę wolna. Wolna od przeszłości, która mnie w pewien sposób ograniczała, Teraz w jakimś stopniu spełniam część swoich marzeń i bardzo liczę na to, że nie będzie to tylko chwilowa sytuacja :).

Prince Royce - Stand by me (bachata)

środa, 9 września 2015

Ćwiczenia z deskorolką

Piłka gimnastyczna, kółko, skakanka, więc dlaczego nie deskorolka? Muszę przyznać, że nawet bym o tym nie pomyślała ;). Co prawda nie mam deskorolki i nie zamierzam jej specjalnie kupować, bo w tej chwili mam wystarczająco sprzętu do ćwiczeń, ale jeśli wy macie to można ją wykorzystać w bardzo ciekawy sposób:


Kreatywność, w tym przypadku sportowa - fantastyczna sprawa :). I tylko potwierdza się fakt, że bez specjalistycznego sprzętu też można sobie doskonale poradzić :).

środa, 26 sierpnia 2015

Salsation fitness by Alejandro Angulo

W moim aktywnym sercu nadal bez większych zmian - na pierwszym miejscu znajduje się zumba :). Jest jednak kolejny trend, który zasługuje na chwilę uwagi. To właśnie salsation, którego twórcą jest pochodzący z Wenezueli Alejandro Angulo.


Powiem szczerze, że pierwszy raz miałam styczność z salsation chyba rok temu na maratonie, ale wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że niektóre układy nie były zumbowe. I tak naprawdę dopiero od niedawna jestem w stanie zauważyć większą różnicę między jednym a drugim. 

Jaka jest główna różnica pomiędzy zumbą a salsation? Zacznę może od podobieństwa - jedno i drugie ma na celu dobrą zabawę i aktywne spędzanie wolnego czasu. Z tym, że w przypadku salsation większą uwagę przywiązuje się do dokładności wykonywanych ruchów i ich muzycznej interpretacji. 
Jeśli chodzi o nazwę to powstała ona w wyniku połączenia słów 'salsa' oraz 'sensation'. 'Salsa' oznacza tutaj sos, przez który rozumiemy mieszankę wielu kultur, stylów i rytmów. Natomiast 'sensation' ze względu na muzykalność oraz wspomniany nacisk na muzyczną interpretację choreografii. 

W Polsce sprawa jest o tyle świeża, że szkolenia instruktorów trwają od niedawna i dlatego bardzo często instruktorzy zumby wykorzystują układy salsation na swoich zajęciach. Jednak w niektórych miastach pojawiają się już osobne zajęcia i z czasem zapewne będzie ich przybywać.

Coraz bardziej kolorowo robi się w tym aktywnym świecie :). I pomyśleć, że jakiś czas temu mieliśmy jedynie zwykły aerobik...

A poniżej kilka przykładów układów salsation:

1. Wisin ft. Carlos Vives - Nota de amor



2. Fuse ODG ft. Sean Paul - Dangerous love



3. Machel Montano, Sean Paul ft. Major Lazer - One wine

sobota, 15 sierpnia 2015

Po przerwie... + weryfikacja wiosennych (!) planów

Pierwotnie ten post miał po prostu mieć tytuł 'weryfikacja wiosennych planów', jednak ze względu na swoje zabieganie przegapiłam moment, kiedy to podsumowanie powinnam zrobić. Na szczęście sytuacja powoli się stabilizuje :). 
Co się takiego u mnie dzieje, że aż tak byłam wyłączona z blogowego życia? Przede wszystkim mam nową pracę. Może nie jest ona spełnieniem marzeń, ale robi się coraz bardziej ciekawa i naprawdę ją lubię. Liczę na to, że w połączeniu z moim obecnym zajęciem już wkrótce pozwoli mi na kolejne życiowe zmiany.


Tak, praca była jedną z tych rzeczy, które kompletnie namieszały ostatnio w mojej organizacji. Musiałam przestawić się na zupełnie inne godziny wszystkiego i ogólnie zupełnie inne funkcjonowanie. Pewne zmiany zaszły też w innych sferach mojego życia. Ale wszystko to - mimo małego bałaganu - jest też tym jednym stopniem do sukcesu. A może nawet kilkoma. Teraz musi być już tylko lepiej. Jak mi to w efekcie końcowym wyjdzie - nie wiem. Ale zrobię wiele, żeby udało się to co sobie zaplanowałam. W końcu kto ma dać sobie z tym radę jak nie ja ;).

A w kwestii moich wiosennych zaległości - nie wszystkie plany udało mi się wykonać. Ale wszystko jest do nadrobienia. Postaram się to zrobić w najbliższym czasie, powiedzmy w ciągu najbliższych 2 tygodni. Bo potem znów będzie kilkutygodniowy gorący okres ;).

Plany były takie:

1. Doprowadzić samochód do porządku

Próba była. Ale okazało się, że tapicerka jest na tyle zabrudzona, że chyba skończy się profesjonalnym czyszczeniem w jakiejś myjni. Ale na to muszę jeszcze trochę poczekać.

2. Przeczytać książkę 'Obudź w sobie olbrzyma'
Niestety, nawet jej nie zaczęłam :/.

3. Znaleźć dodatkowe źródło dochodów

Tutaj jak już wspomniałam na początku posta - udało się :). Miałam szczęście, bo charakter i godziny tej pracy nie kolidują z moim dotychczasowym zajęciem, więc z niczego nie muszę rezygnować :).

4. Przeprowadzić odpowiednie porządki w szafie
Porządki zrobione! Co ja w tej mojej szafie powynajdywałam ;D.. Zrobiłam selekcję i część ciuchów udało się sprzedać na olx. 

5. Zrobić zumbową bluzkę z jakiejś koszulki
Stanęło na razie tylko na szukaniu wzorów. Chociaż nie.. jeden t-shirt przerobiłam specjalnie na zumbowy pokaz. Ale zdaje się, że gdzieś zaginął w akcji ;), więc niestety nie wrzucę zdjęcia. 

6. Zadbać o storczyki

Cały arsenał nawozów i odżywek pojawił się w moim posiadaniu i działam. Spektakularnych efektów na razie nie widzę. No poza takim, że jeszcze nie zdechły :).

7. Posadzić drzewko owocowe

Od kilku tygodni czekam aż wykiełkuje mi pestka awokado :).Tylko moje starania póki co niweczą dwa kocie szkodniki ;), które nieustannie wypijają wodę ze słoika... Bo przecież taka jest lepsza niż świeża z miski ;)

I to by było na razie na tyle jeśli chodzi o sierpniowe podsumowanie wiosennych planów ;). Teraz już postaram się być tu regularnie.

sobota, 1 sierpnia 2015

Nick Vujicic w Poznaniu :) - bardzo spóźnione podsumowanie

Od mojego wyjazdu do Poznania na event z Nickiem Vujiciciem ("Życie bez ograniczeń") minęły już 3 miesiące! Po powrocie obiecałam, że opiszę tutaj swoje wrażenia, ale jak dotąd nie udało mi się pozbierać tych wszystkich myśli w jedną logiczną całość ;). Do tego zmiana organizacji życia również miała wpływ na to, że na tak długo odłożyłam bloga na dalszy plan.
W końcu jednak udało mi się zebrać i napisać tego posta, choć jego kształt jest troszkę inny niż początkowo planowałam. Mimo to mam nadzieję, że uda mi się przekazać w nim cel i sens tego spotkania.

Najważniejsze dla mnie były emocje, które są w stanie doprowadzić do trwałych zmian w postrzeganiu siebie i otaczającego nas świata. I bez wątpienia wszystkie emocje, które zostały w tamtym dniu wywołane były jak najbardziej pozytywne i bardzo motywowały do działania. Ja w ogóle ostatnio jestem bardzo zmotywowana. Jednak przez to, że te emocje były tak silne, były też w pewnym sensie chaotyczne. Bo ja wszystko chciałam wprowadzać w życie na raz. Chciałam zapamiętać jak najwięcej i zadziałać z taką siłą od razu! Po części mi się to udało, ale w ogólnej organizacji nie pomogło ;).

Wszystkich tych, którzy nie wiedzą kim jest Nick Vujcic, ale i tych którzy wiedzą, zachęcam do przeczytania artykułu Nick Vujicic - Mistrz motywacji oraz do obejrzenia krótkiego filmiku z jego udziałem:


Postanowiłam, że podsumowaniem tego spotkania będą odpowiedzi na dwa bardzo proste pytania. Nie będę się jednak skupiać na tym, czy miejsce - a więc stadion Lecha - był dobrym wyborem, czy może warto było zdecydować się na obiekt zakryty. Nie padało, tragicznie zimno też nie było, a poza tym nie to było tam najważniejsze, więc tego typu elementy kompletnie pominę.

Czego oczekiwałam?
Przede wszystkim olbrzymiej dawki motywacji i inspiracji, które jeszcze bardziej utwierdzą mnie w przekonaniu, że jeśli chcę coś osiągnąć to mogę to zrobić. Wszystko zależy od tego co zrobię, żeby mi się udało, i czy przeciwności, które na pewno napotkam spowodują, że się poddam, czy potraktuję je jako kolejną lekcję i krok w stronę sukcesu. Z niecierpliwością też czekałam na to, żeby zobaczyć i usłyszeć jak podchodzi do życia człowiek, który urodził się bez rąk i bez nóg - bo dla nas życie bez kończyn jest kompletną abstrakcją. Jaką osobą jest człowiek, który odniósł sukces zarówno zawodowo, jak i prywatnie mimo tych wszystkich przeciwności, które spotkały go od razu na starcie. I co wniosą do mojego życia ludzie, którzy będą występować przed Nickiem. A było tych osób kilka - część z nich znałam wcześniej, pozostali były dla mnie kompletną niewiadomą.

Czy moje oczekiwania się spełniły?
Zdecydowanie tak. Nick jest absolutnie niesamowita osobą :). Sposób, w jaki opowiadał o swoich życiowych perypetiach był dla mnie zaskakujący. Potrafił żartować ze swojej fizycznej odmienności i całkowicie obalił teorię, że w życiu mamy jakieś ograniczenia. Udowodnił, że ograniczenia ustalamy sobie my sami - a nie przypadkowy los. Od naszego nastawienia i naszej pracy zależy w którym momencie te ograniczenia się pojawią. I czy zatrzymamy się na nich twierdząc, że już nic więcej nie da się zrobić, czy będziemy próbować dalej. Powinniśmy wierzyć w siebie, swoje możliwości i sens naszego istnienia, bo to jest kluczem do bycia szczęśliwym.
Jak wspomniałam, na scenie pojawili się też inni mówcy. I każdy z nich wniósł sporo w utrwalenie mojego pozytywnego podejścia do życia. Każdy z nich opowiedział historie, które były bardzo istotne, a czasem przełomowe w ich życiu. Na tym głównie polegał ten event - na poznaniu historii ludzi, którzy nie zawsze mieli łatwo w życiu, których spotkały ogromne nieszczęścia, ludzi którzy tak jak my napotkali na wiele przeciwności, a jednak poradzili sobie ze wszystkim. Nie zawsze od razu, ale nie dali za wygraną, choć sytuacja była naprawdę beznadziejna.
Wśród nich był Les Brown, który absolutnie podbił moje serce! Kolejna absolutnie fantastyczna i niesamowicie motywująca postać! A jego śmiech... bomba :D. Z polskich mówców wyróżniłabym Jakuba B. Bączka - trenera mentalnego naszych siatkarzy. Sukcesy jaki osiągnęliśmy na Mistrzostwach w dużej mierze zawdzięczamy właśnie jego pracy :).

I takimi ludźmi powinniśmy się otaczać! Zmotywowanymi i zdeterminowanymi, takimi, którzy doceniają i cieszą się z tego co dostają od życia (i z tego co sami sobie z niego biorą :D ). Ludźmi, którzy cieszą się z sukcesów innych, kibicują im i wspierają. Ludzi, którzy ciągną nas w górę, a nie w dół. Każdy z nas ma problemy, każdy z nas wątpi czasem w sens życia i wydaje mu się, że nie da sobie rady. Ale ważne jest potrafić się podnieść. Bo życie mamy tylko jedno i powinniśmy je dobrze wykorzystać :).

wtorek, 14 lipca 2015

Zumba: Gente de Zona ft. Marc Anthony - La Gozadera

Jestem coraz bliżej uporządkowania codziennych spraw i powrotu do bardziej regularnego prowadzenia bloga, ale jeszcze potrzebuję trochę czasu. Myślałam, że szybciej się z tym uporam, a to się ciągle przedłuża.

Ale żeby nie było tutaj tak pusto -  oto jedna z zumbowych nowości, która szybko dołączyła do listy moich ulubionych zumbo-piosenek :). Mam nadzieję, że do Waszych serc również trafi...



Układy są jak zwykle inne, ale część kroków i u nas się powtarza. Nie mogłam się zdecydować na jeden filmik, dlatego wrzucam dwa - według mnie - w tej chwili najlepsze z dostępnych na youtube.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Fitness Jumping

Zdrowy i aktywny styl życia staje się coraz bardziej popularny, a kluby fitness prześcigają się w urozmaicaniu swoich ofert zajęć, sięgając po coraz to nowsze i ciekawsze pomysły na skuteczny i fascynujący trening. I jedną z takich nowości jest właśnie fitness jumping.

Dowiedziałam się o takiej formie aktywności z facebook'a. Ktoś ze znajomych wynalazł w sieci filmik i wrzucił go na swój profil. Od razu wydało mi się to bardzo interesujące, niestety po sprawdzeniu dostępności takich zajęć spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Jeśli dobrze pamiętam tylko jeden klub w Polsce miał w swojej ofercie takie zajęcia. Na szczęście, w tym przypadku każda innowacja z czasem staje się coraz bardziej popularna i w tej chwili ta forma zajęć grupowych jest już szerzej dostępna. Niestety, do mojego miasta jeszcze nie dotarła. Mam jednak nadzieję, że to tylko kwestia czasu :).

Na czym polega fitness jumping?
Najprościej mówiąc fitness jumping to specjalnie opracowany system treningowy z wykorzystaniem małej, jednoosobowej trampoliny, na której wykonuje się różne kombinacje skoków, biegu w miejscu i ćwiczeń kojarzonych z aerobikiem.

Zalety tej formy aktywności:
- wzmacnia mięśnie całego ciała i pomaga w kształtowaniu sylwetki
- zwiększa gibkość oraz koordynację ruchową
- usprawnia krążenie, wspomaga układ sercowo-naczyniowy i dotlenia
- zwiększa wydolność organizmu
- przyspiesza przemianę materii, stymuluje procesy trawienne, uwalnia toksyny z organizmu
- sprawia dużo radości i redukuje poziom stresu

Specjaliści podają, że w trakcie 1 godziny zajęć fitness jumping można spalić aż 800 kalorii!

Oczywiście jak w wielu przypadkach i tutaj są pewne przeciwwskazania. Duża nadwaga, problemy z krążeniem, zwyrodnienia stawów, czy choroby układu oddechowego to niektóre z tych, które należy wziąć pod uwagę wybierając się na zajęcia.

Oto jak fitness jumping wygląda w praktyce :)
(moim zdaniem tutaj już w bardzo zaawansowanej praktyce ;D)



Taka trochę zumba na trampolinach ;P.

Na koniec nasuwa mi się jedno pytanie... Jak to zrobić, żeby po niekontrolowanym odbiciu nie wylecieć z takiej trampoliny..:D

niedziela, 14 czerwca 2015

Ryż basmati z tuńczykiem, jajkiem i kukurydzą

W ostatnim czasie zdecydowanie za rzadko w moim jadłospisie pojawiają się ryby. A mimo tego, w domu prawie zawsze mam puszkę tuńczyka, która czeka na jakieś pyszne wykorzystanie. Jednak od jakiegoś czasu, poza sałatką, cierpiałam na kompletny brak pomysłu na danie z jego wykorzystaniem. Zazwyczaj w takich sytuacjach pomaga internet ;). I tak powstało danie - może nie najpiękniejsze ;) - ale banalnie proste do przygotowania i bardzo dobre.



0,5 puszki tuńczyka w sosie własnym
0,5 torebki ryżu basmati
3 łyżki kukurydzy z puszki
1 jajko
1 łyżeczka oliwy z oliwek
sól, pieprz

Tuńczyka i kukurydzę podsmażamy na oliwie, następnie dodajemy ugotowany ryż. Wbijamy jajko i mieszamy aż do ścięcia. Doprawiamy do smaku.




Trochę przypomina papkę, ale smakuje :)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Zumba: Francesca Maria - Dale dale (Choreo)

Ostatnio jestem dość zabiegana i mało bywam na blogu. Mam też zaległości u Was. Nadrobię - tylko potrzebuję trochę czasu. Gorący okres w pracy niedługo się skończy i myślę, że wszystko wróci do jakiejś tam normy ;).

W związku z tym, że nie mam zbyt wiele czasu na napisanie kolejnego posta, dziś chciałabym Wam przedstawić kolejną choreografię zumbową. Tym razem do piosenki Dale Dale, której autorką jest znów fantastyczna Francesca Maria. Choreografia jest również jej autorstwa.
Piosenka nie jest nowością, ale myślę, że przypadnie Wam do gustu :). Na początku filmiku jest krótki instruktaż, więc znacznie łatwiej będzie ten układ zatańczyć :).

czwartek, 28 maja 2015

Owsiankowe przełamanie ;)

Nareszcie znalazłam sposób na przygotowanie owsianki tak, aby mi smakowała. Przyznam, że momentami traciłam już na to nadzieję. A jednak udało się! Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że skradła ona moje serce :D. Przynajmniej na jakiś czas ;).

Owsiankowy przepis, który okazał się być strzałem w dziesiątkę jest banalnie prosty, właściwie prostszego chyba nie ma.

0,5 szkl. płatków owsianych
ok. 130 ml mleka
1 płaska łyżka ksylitolu
1 łyżka rodzynek
kilka orzechów włoskich

Płatki zalewamy mlekiem, dodajemy ksylitol i odstawiamy do spęcznienia (płatki błyskawiczne potrzebują kilkunastu minut, natomiast zwykłe zalewamy na noc). Orzechy i rodzynki zalewamy wrzątkiem. Taką owsiankę można zjeść na zimno, ale mi bardziej smakuje lekko podgrzana, więc wkładam ją na 1 minutę do mikrofalówki. Potem dodajemy orzechy i rodzynki, mieszamy i już :).

Przy okazji poszukiwania, po raz nie wiem już który, dobrego (według mnie) przepisu na owsiankę, zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie próbowałam dodać do niej jakiegoś słodzidla. I być może to było powodem, dla którego nie przemawiał do mnie jej smak. Łyżka ksylitolu, którą teraz dodaję sprawia, że smakuje ona o niebo lepiej, a nie jest przy tym zbyt słodka (jak już wiele razy pisałam - nie jestem amatorem słodkości).

wtorek, 19 maja 2015

O motywacji negatywnej - ze sportowego punktu widzenia

Ja wiem, że podejmując działania motywujące powinniśmy kierować się wszystkim co pozytywne. Po pierwsze dlatego, że lepiej wzorować się na kimś komu się udało - bo to jest informacja, że i nam się może udać, a po drugie dlatego, że wszystkie obawy i lęki, od których uciekamy. w sytuacji kiedy występują permanentnie nie wpływają dobrze naszą psychikę. Co tu dużo mówić - nagroda zawsze jest lepszą perspektywą niż kara. Ale są czasem takie chwile, a przynajmniej ja takie mam, kiedy siła pozytywnej motywacji trochę słabnie. Może dlatego, że za bardzo się do niej przyzwyczajam. I wtedy potrzebuję tzw. kopa z innej strony. Bo skoro zdjęcia pięknie wyrzeźbionych fitnessek nie wywołują już tak silnej potrzeby działania jak na początku to może zdjęcia kobiet, które zaniedbały swoją figurę dadzą radę..

Wszystko oczywiście ma swoje granice i w żadnym wypadku nie polecam stosowania tej metody motywacji przez dłuższy czas. U mnie sprawdza się jako jednorazowy 'kopniak' w sytuacjach kryzysowych. A pomysł na post pojawił się właśnie w wyniku takiego kryzysu.

Na czym polega motywacja negatywna?
Krótko mówiąc ten rodzaj motywacji pojawia się wtedy, gdy do działania pcha nas coś czego chcemy uniknąć. W różnych dziedzinach życia takim negatywnym motywatorem może być coś innego. W przypadku sportu i zdrowego stylu życia są to najczęściej dodatkowe kilogramy lub cellulit, które prowadzą do niezadowolenia ze swojego wyglądu oraz pogorszenie stanu zdrowia. Perspektywa czegoś co nam się nie podoba i do czego w żadnym wypadku nie chcemy dopuścić mobilizuje nas do podjęcia działań, które mają nas przed tym uchronić (np. zaczynamy ćwiczyć lub stosować odpowiednią dietę).

Podobno każda motywacja jest dobra jeśli powoduje osiągnięcie zamierzonego celu, ale trzeba pamiętać, że stałe uciekanie przed czymś nie wpływa dobrze na nasze samopoczucie i - jak już wspomniałam - na ogólny stan naszej psychiki. Nie można się w końcu ciągle bać, bo ten nieustanny niepokój, który po cichu niszczy zadowolenie z życia i powoduje, że zamiast skupiać się na tym co chcemy osiągnąć i na tym co jest dla nas pozytywne, całą naszą uwagę kieruje na to czego nie chcemy. Czyli zamiast iść do przodu i osiągać swoje cele, jedynie bronimy się przed porażką - często nie robiąc przy tym żadnych postępów. Dlatego wychodzę z założenia, że motywacja negatywna jako natychmiastowy i jednorazowy środek pobudzający nasze działanie - tak, ale zdecydowanie nie w dłuższej perspektywie i jako główny motywator.


!!!
Chciałabym na koniec wyjaśnić jedną kwestię. Ten post absolutnie nie powstał po to, aby kogoś urazić. Nie mam w zwyczaju obrażać osób, które mają nadwagę, czy wiele innych niedoskonałości z nią związanych. Mi do ideału również daleko (chociaż nie mam nadwagi). Ponadto zdaję sobie sprawę z tego, że nie zawsze taki a nie inny wygląd jest efektem zaniedbania. Zdjęcia, które zamieściłam pokazują jedynie to jak ja nie chciałabym wyglądać. I są przykładem mojej motywacji negatywnej. Dlatego proszę nie traktować ich jako atak.

poniedziałek, 11 maja 2015

Zumba: Francesca Maria - Zumba high (Choreography)

Na dobry początek dnia! (a może już środek.. ;) Bo przecież poniedziałki nie muszą być smutne i ponure! :)


"Istnieją nałogi, z których nie powinniśmy się leczyć." - Kaja Kowalewska

Zdecydowanie! :)

poniedziałek, 4 maja 2015

Masło orzechowe własnej roboty

W poprzednim poście wspomniałam o tym, że nadszedł ten moment, kiedy przygotowałam swoje pierwsze domowe masło migdałowe ;). Wspominałam też, że następna próba będzie wymagała pewnych ulepszeń, z tym, że wtedy jeszcze nie byłam tak naprawdę pewna jakich. Niedoskonałością było to, że masło przybrało postać bardzo gęstej masy, ale nie dało się go tak łatwo rozsmarować. 
Biorąc pod uwagę, że według wszystkich przepisów przygotowanie takiego masła miało być banalnie proste to postanowiłam się nie zniechęcać i dowiedzieć się co zrobiłam nie tak. Zlokalizowanie przyczyny okazało się prostsze niż myślałam, a pomógł mi w tym oczywiście napad na internet ;). Czas i sprzęt to były moje dwa błędy. Po ich wyeliminowaniu powstało masło orzechowe w końcu w pełni udane :).




500 g orzeszków ziemnych prażonych (bez soli)
1 łyżka siemienia lnianego
2 płaskie łyżki miodu
1 łyżka oliwy z oliwek

Orzechy rozdrabiamy dodajemy siemię, miód i oliwę, a następnie miksujemy do uzyskania gładkiej masy.





Początkowo użyłam blendera i w moim przypadku nie zdało to egzaminu. Po pierwsze dlatego, że pojemnik do rozdrabniania jest stosunkowo niewielki i taka ilość orzechów nie mieści się w nim na raz (w związku z tym robiłam to na raty). A po drugie samo blendowanie było dość uciążliwe. Oczywiście masło można zrobić z mniejszej ilości składników i wtedy może uda się je zrobić w blenderze, nie twierdzę że nie. Jednak upragniony efekt uzyskałam dopiero przy użyciu malaksera. 
Druga sprawa to czas. Za pierwszym razem, rozdrażniona tą uciążliwością ;), miksowałam je zwyczajnie za krótko, do momentu kiedy migdały zamieniły się w masę, ale jeszcze za mało tłuszczu się z nich wydzieliło. I to był pewnie decydujący powód, dla którego moje masło nie wyszło takie jak powinno (a robiłam je tylko ze 100 g migdałów, więc do blendera zmieściły się bez problemu). W malakserze to też trochę trwa (u mnie to było jakieś kilkanaście minut z przerwami na odpoczynek dla sprzętu), ale jest o wiele bardziej wygodne i w związku z tym tak nie wkurza ;). Efekt drugiego podejścia widzicie na zdjęciu :).

sobota, 2 maja 2015

Kwietniowy photo-mix

Kwiecień kończę naładowana dużą dawką pozytywnej energii i ogromną chęcią do działania :). Zmiana nastawienia do wielu rzeczy zaczyna przynosić pewne rezultaty i chociaż to dopiero początek małej rewolucji to czuję, że mi się wszystko uda :). Bo właściwie dlaczego miałoby się nie udać? :)

A, że jednym z elementów tych moich większych zmian jest dostrzeganie wszystkiego co jest lub może być pozytywne w moim życiu to dzisiejszy mix zdjęć prezentuje tylko te rzeczy, które wywołały uśmiech na mojej twarzy :). A jeśli coś wywołuje uśmiech to warto zwrócić na to uwagę :). I docenić! Nawet jeśli z pozoru wydają się to zwykle, a czasem po prostu błahe rzeczy.

1. Wiosenne spacery :)


W końcu udało mi się znaleźć kilka chwil na spacerowanie :).. i to w miejscach, o których istnieniu nie miałam dotąd pojęcia. Co ciekawsze, wcale nie trzeba wyjeżdżać za miasto, żeby do nich dotrzeć ;) (!). Powinnam zdecydowanie częściej urządzać sobie takie przechadzki!

2. Coś dla podniebienia


W moim przypadku wszystko co mi w kuchni wyjdzie jest powodem do zadowolenia :D haha.. Już nie raz o tym wspominałam ;). I tutaj jest kilka moich jedzeniowych faworytów ostatnich tygodni - wszystkie banalnie proste do wykonania. Owoce i orzechy co prawda nie wymagają przygotowana, ale ich jedzenie sprawia mi wiele przyjemności i dlatego się tutaj znalazły.
Co jeszcze mamy na zdjęciach? Kluski twarogowe, które zdominowały ostatnio moje śniadania, zdrowe ciasteczka z diety cukrzycowej, jajeczne muffinki, eggsadilla - czyli tortilla z jajeczno-serowym wnętrzem i to, czym muszę się przy okazji pochwalić - w końcu zrobiłam swoje pierwsze w życiu masło orzechowe :D. A konkretnie to migdałowe :). Kilka rzeczy będę musiała w nim jeszcze poprawić, ale jak to się mówi 'pierwsze koty za płoty' :). 

3. Cała reszta ;)


Postcrossing - decyzję o rejestracji na stronie podjęłam pod wpływem emocji wywołanych przez post Martyny. Postanowiłam, że na początek wylosuję sobie 1 osobę, do której wyślę kartkę i zobaczę jak to działa... skończyło się na 5 (czyli na tym etapie maksimum) :D. Dwie moje kartki już dotarły, więc teraz z niecierpliwością czekam na to co przyjdzie do mnie ;).

Wyzwanie skakankowe - to już mój kolejny miesiąc ze skakanką. Tym razem wykorzystałam jedną z pierwszych tras przygotowanych przez Różową Klarę. I znów wyskakałam wszystkie kilometry :).

Nick Vujicic w Polsce! - kolejne spotkanie, które pomaga spojrzeć na życie z trochę innej perspektywy. Ale zupełnie inne niż to z Tonym Robbinsem. Kolejna niesamowita osobowość, która mimo przeciwności losu (i to jakich!) nie daje za wygraną i jest szczęśliwa :). Powinniśmy brać z niego przykład!

Ksylitol - to jest nowość w moim domu. Początkowo nie wiedziałam do czego go używać - herbaty przecież nie słodzę, a i w ostatnim czasie unikam dodawania cukru do jakichkolwiek potraw. W ogóle za słodkim specjalnie nie przepadam. Po namyśle postanowiłam spróbować dodać łyżeczkę ksylitolu do klusek twarogowych, które znajdują się w poprzednim mixie zdjęciowym i to zdało egzamin.

Ciuszki i akcesoria dziecięce - oszalałam ostatnio :D.. Na razie wszystko co kupuję jest przeznaczone dla przyjaciół, którzy mają lub spodziewają się dzieci, ale nawet nie chcę myśleć co będę wyprawiać jak doczekam się swoich własnych ;).

Porządkowanie szafy - jeden z wiosennych planów został zrealizowany! W końcu w mojej szafie zrobiło się trochę miejsca i znacznie bardziej ogarniam co w niej w ogóle mam :D..

Puzzle wielkanocne do kolorowania - bardzo fajnie sprawdziły się na zajęciach z dziećmi :), miały z tego naprawdę wielką frajdę. A skoro one to i ja :)! (*puzzle nie są mojego autorstwa)

Myślę, że to był naprawdę fajny miesiąc :).
A jaki był Wasz kwiecień?

sobota, 25 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach: Moje małe wiosenne plany :)

Wiosna to chyba, zaraz po Nowym Roku, drugi taki moment, kiedy najczęściej pojawiają się nasze kolejne postanowienia. Myślę, że to taki czas, który sprzyja tworzeniu nowych planów i który pozwala spojrzeć na ich realizację o wiele bardziej pozytywnie niż to bywa na przełomie roku. Może jest to wynikiem kolejnej mody, ale jeśli ma zadziałać to dlaczego jej nie wykorzystać? Grunt, aby były to tylko pozytywne działania, bo o takie mi tutaj chodzi :).


Ta pora roku zawsze działała na mnie mobilizująco i rzeczywiście często to właśnie w tym okresie tworzyło się wiele fajnych pomysłów w mojej głowie. Zawsze też byłam pewna, że uda mi się je wszystkie zrealizować. Później co prawda różnie z tym bywało, ale teraz będzie inaczej. Tym razem nie chcę tworzyć kolejnych długoterminowych postanowień życiowych z prostego powodu - takie już mam :). I są w fazie realizacji. Dlatego nie ma sensu się powtarzać i teraz chciałabym się skupić na takich zwykłych planach na najbliższe tygodnie i uporządkować je tak, żebym się w nich tym razem nie pogubiła ;).
W związku z tym,.większość moich wiosennych planów to zwykłe, codzienne czynności, na które albo nie miałam do tej pory czasu, albo tego czasu najzwyczajniej nie znalazłam, bo myślę że to tylko kwestia odpowiedniej organizacji. Nie ma ich też za dużo - wyszczególniłam jedynie 7 punktów :).

1. Doprowadzić mój samochód do porządku
Pierwsza sprawa to wypranie tapicerki! Nie zamierzam jednak wydawać pieniędzy na oddanie autka do samochodowej pralni i zajmę się tym sama. Potrzebuję jedynie ciepłej pogody, aby tapicerka w miarę szybko wyschła. Druga sprawa to czyszczenie kokpitu i deski rozdzielczej, no i na koniec oczywiście odkurzanie całego wnętrza. Jak już sprzątać to porządnie :).

2. Przeczytać książkę 'Obudź w sobie olbrzyma'
Wróciłam z nią miesiąc temu ze szkolenia w Poznaniu i najwyższy czas się za nią zabrać! W końcu decyzję o rewolucji w swoim życiu już podjęłam, więc każda dodatkowa motywacja się przyda :). A ta książka ma sprawić, że moje fantastyczne nastawienie do tych zmian nie będzie traciło na sile.

3. Znaleźć dodatkowe źródło dochodów
Od tego bardzo wiele zależy, bo niestety spora część tej mojej życiowej rewolucji opiera się na stabilizacji finansowej, z którą obecnie jest u mnie różnie. A dłużej nie chcę, żeby tak było.

4. Przeprowadzić odpowiednie porządki w szafie
To już chyba stały punkt w moich wiosennych postanowieniach :). Zawsze potem jest w niej wszystko idealnie równo poukładane i posegregowane według rodzaju ubrań, a po jakimś czasie segregacja zazwyczaj jest, ale z tym ułożeniem... hmmm... ;).

5. Zrobić zumbową bluzkę z jakiejś koszulki
Pierwszą próbę mam już za sobą. Myślę, że wyszła całkiem nieźle, choć w dużej mierze przez przypadek - trochę nie tak poskładałam koszulkę i efekt był bardziej powycinany niż zamierzałam :D. Ale ostatecznie uważam, że była udana. Czas najwyższy spróbować zrobić kolejną :).

6. Zadbać o storczyki
Jako dziecko miałam rękę do roślin - czego nie posadziłam to zawsze pięknie rosło :). Szkoda, że nie zostało mi to na dłużej ;). Aktualnie posiadam trzy storczyki, tylko te storczyki nie kwitną :P. Korzenie mnożą się na potęgę, pojawiają się co jakiś czas nowe listki, ale łodyżki na kwiatki jakoś nie chcą rosnąć. Przyznaję, że jest to pewnie efekt nieodpowiedniego zajmowania się nimi, I właśnie nad tym chcę popracować. Liczę na to, że za kilka tygodni będę mogła pochwalić się efektami :).

7. Posadzić drzewko owocowe
To będzie trochę wyzwanie podobne do storczyków. Jedno takie drzewko już mam (avocado) i całkiem nieźle rosło... - do pewnego momentu. Znów poległam na odpowiednim dbaniu o nie i nie wiem, czy jeszcze da się je uratować. Rośliny nie są moją pasją, ale liczę na to, że chociaż te cztery/pięć sztuk (w zależności od tego co będzie z obecnym avocado) jakoś ogarnę :). Jeszcze nie wiem jaki owoc wybiorę, ale zastanawiam się gównie nad mango, ponownie avocado, cytryną lub mandarynką.

środa, 22 kwietnia 2015

Qurrito z białą fasolą i kurczakiem

Kolejny już obiad z resztek ;). A wszystko przez brak czasu w ostatnich dniach, który spowodował, że zapomniałam zrobić zakupy. Efektu łatwo się domyśleć - niemalże tylko światło w lodówce... ;). Na całe szczęście coś tam jeszcze udało mi się wynaleźć i w ten sposób powstało qurrito z fasolą i kurczakiem.

1 wrap
pół piersi z kurczaka
1 mały pomidor
1/3 puszki białej fasoli
1/2 kulki mozzarelli z zalewy

Kurczaka przygotowujemy według uznania (ja usmażyłam go na patelni z dodatkiem przyprawy do kurczaka). Mozzarellę trzemy na tarce, a następnie mieszamy wszystkie składniki. Farsz układamy na połowie placka, drugą połową przykrywamy i podgrzewamy w piekarniku.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach: Zumbastyczna pasja :)

Każdy z nas chce mieć coś takiego, co będzie naszą pasją. "Posiadanie" czegoś, co daje nam mnóstwo pozytywnych emocji jest w końcu czymś zupełnie naturalnym i czymś, co dodaje naszemu życiu jeszcze więcej kolorów :). Ja mam kilka pasji, ale zdecydowanie najbardziej dominującą jest od jakiegoś czasu zumba.

W komentarzu do poprzedniego posta, Martyna z Ekspresem przez życie zapytała, co mnie tak w tej zumbie kręci? :) Zaczęłam odpisywać na to pytanie, ale w efekcie doszłam do wniosku, że długość tej odpowiedzi już znacznie przekroczyła długość treści samego posta ;), a to pytanie będzie bardzo dobrym punktem wyjścia do napisania kolejnego :) - który nawiasem mówiąc i tak miałam w planach.

Co mnie tak bardzo kręci w zumbie :) ?
Pierwsze słowa, które przychodzą mi do głowy to: właściwie chyba wszystko ;). Bo praktycznie wszystko co się dzieje na zajęciach wprawia mnie w tak genialnie pozytywny nastrój, że już na samą myśl o tym cieszy mi się paszcza ;D. Ale gdybym miała się zastanowić i wymienić kilka rzeczy, które sprawiły, że zumba stała się moją pasją to byłyby to na pewno (kolejność nie ma znaczenia):

- Instruktorka
Trafiłam na genialną osobę, która dobiera świetną muzykę i robi naprawdę świetne układy :). I jeszcze do tego wprowadza rewelacyjną atmosferę na zajęciach :).

- Latynoska muzyka
Uwielbiam! :) Dla mnie ten rodzaj muzyki już sam w sobie jest bardzo pozytywny i już od pierwszych dźwięków wprawia w niesamowicie rozchichrany i szalony nastrój ;D.

- Energiczne i interesujące układy
Lubię jeśli nauczenie się jakiegoś układu jest pewnego rodzaju wyzwaniem :). Nawet jeśli jest to wyzwanie na dosłownie kilka zajęć (bo trzeba pamiętać, że zumba to nie profesjonalne zajęcia z tańca). Każdy instruktor prowadzi zajęcia po swojemu i m.in. dlatego zumba ma wiele różnych odcieni, więc każdy znajdzie coś dla siebie :). Tylko ważne jest, żeby nie zniechęcać się po pierwszych zajęciach (wiem, że niektórzy tak mają, gdy np. nie znają układu - a tak na początku zawsze jest, bądź akurat zajęcia nie wywarły na nich spodziewanego wrażenia). Instruktora i grupę zawsze można zmienić. Ja też wpadłam po zumbowe uszy dopiero przy drugim podejściu ;).

- Zumbowi znajomi
To są tak pozytywnie zakręceni ludzie, że każda chwila z nimi spędzona dodaje mi mnóstwo energii i dobrego humoru! Nie ważne jaka jest różnica wieku między nami, nie ważne na jakich etapach życia jesteśmy i czym się na co dzień zajmujemy - czujemy się naprawdę dobrze w swoim towarzystwie. Przez ponad 2 lata poznałam już wiele naprawdę rewelacyjnych ludzi, z którymi mam bardzo dobry kontakt również po zajęciach :). Poza tym, jeździmy na maratony zumbowe i pokazy, które dodatkowo zbliżają całą grupę i to jest zawsze świetnie spędzony czas :).

- Atmosfera na zajęciach
Na to składają się właściwie wszystkie poprzednie punkty i wszystko to wzięte razem do kupy powoduje, że nie wyobrażam sobie zmiany tego zumbastycznego otoczenia :). 

- Samorealizacja
W pewnym sensie ja się w ten sposób spełniam. Uwielbiam tańczyć i uważam, że jestem w tym całkiem dobra :). Profesjonalną tancerką co prawda (niestety :P) nie jestem i dużo mi jeszcze do takiej brakuje, ale cały czas doskonalę swoje umiejętności i mieszanie różnych stylów tanecznych bardzo tutaj pomaga. Jest latino, jest reggeaton, trochę tańca towarzyskiego, czasem jakieś elementy hip-hopu się przewiną i cała masa innych. Poza tym uwielbiam to uczucie, które zawsze towarzyszy mi gdy tańczę :). Czuję się wtedy w swoim żywiole!

Pewnie zauważyliście już, że jestem w tej dziedzinie perfekcjonistką i dążę do tego, aby dokładnie wykonywać wszystkie ruchy, ale Ty nie musisz. Nie jest najważniejsze to jak tańczysz, czy wykonujesz wszystkie kroki idealnie, czy się mylisz - tutaj patrz punkt 7 poniższej grafiki :). Nikt nikogo za to nie ocenia. Najważniejsze, żeby czerpać z tańca ogromną przyjemność :). Zumba to nie są profesjonalne zajęcia taneczne, ale na pewno można ją określić mianem profesjonalnych zajęć z dobrego humoru, pewności siebie, świadomości własnego ciała i aktywnego spędzania czasu w otoczeniu ludzi, którzy są tak samo ześwirowani jak Ty ;). Pozytywnie ześwirowani oczywiście :D. Właśnie tak wygląda zumba, na którą chodzę :D.


Zdaję sobie sprawę, że za pomocą tekstu trudno jest dokładnie przekazać emocje, które towarzyszą nam, kiedy robimy coś, co jest naszą pasją - w końcu to właśnie te emocje są tutaj najważniejsze - ale mam nadzieję, że udało mi się choć w jakimś stopniu przekazać to co czuję :).

A dla zainteresowanych takie oto zestawienie spalanych na zumbie kalorii ;)

piątek, 17 kwietnia 2015

Zumba: Sigue moviendo (Choreography)

Szukałam jakiejś fajnej choreografii do tej piosenki, ale mimo, że filmików jest całkiem sporo to w większości nie ma nic interesującego. Piosenka jest mega energetyczna i aż się prosi o taki sam układ.. a tu w większości dramat pod tym względem. Udało mi się na szczęście trafić na filmik, który może nie jest w jakimś szaleńczym tempie, ale jest w jakimś stopniu zbliżony do układu, który tańczymy na zumbie u mojej instruktorki. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :).


Nie ukrywam, że zrobiłam się bardziej wymagająca ;) i prosty układ mi już nie wystarcza ;). Chociaż nie... ja zawsze lubiłam skomplikowane układy, które są na początku jakimś wyzwaniem, i które się tak szybko nie nudzą :). Pojęcie 'prosty' też się zmieniło w moim postrzeganiu ;). Zupełnie inaczej niż w kuchni... hahaha... tam wolę, aby wszystko było banalnie proste ;P.

wtorek, 14 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach: 5 ulubionych (motywujących) cytatów

Bardzo lubię wszystko co motywujące, dlatego w kolejnym tygodniu projektu 'Kwiecień w słowach' postanowiłam wybrać pięć ulubionych cytatów, które mnie osobiście motywują najbardziej. Może nie są one zbyt wyszukane, ale nie o to tu chyba chodzi. Mają być przede wszystkim skuteczne :).
Numer jeden pozostawiam w wersji angielskiej, bo tak według mnie lepiej brzmi ;). Takie moje widzi mi się :).

1.
"Don't wait for the perfect moment,
Take the moment and make it perfect."
(Unknown)

2.
"Cokolwiek robisz lub marzysz, że możesz to zrobić - zacznij tylko. 
W zdecydowaniu drzemie geniusz, siła i magia..."
(Johann Wolfgang Goethe)

3. 
"Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu.
Czas i tak upłynie..." 
(H. Jackson Brown Jr.)

4.
"Trzymaj się z dala od ludzi, którzy próbują pomniejszać Twoje ambicje.
Mali ludzie zawsze tak robią, a naprawdę wielcy sprawiają, że czujesz, że i Ty możesz być wielki." 
(Mark Twain)

5.
"W życiu nie chodzi o czekanie, aż burza minie.
Chodzi o to, by nauczyć się tańczyć w deszczu." 
(Vivian Green)

Niektóre z tych cytatów nabierają dla mnie nowego znaczenia, a ponadto - jak już ostatnio pisałam - staram się bardziej niż zwykle wcielać ich sens w swoje życie. Na stałe, a nie tylko na chwilę :)


Na koniec chciałam dodać jeszcze jeden nadprogramowy, ale równie ważny dla mnie cytat, który można bardzo różnie rozumieć:

"Wszystko co się nam przytrafia, dzieje się z jakiegoś powodu"
(Gabriel García Márquez)

Wszystko zależy od tego w jaki sposób spojrzymy na daną sytuację. Ja zakładam, że za każdym razem ten powód ma na celu wniesienie czegoś dobrego do mojego życia i staram się zawsze dostrzec jakiś pozytyw. Bez względu na to co się dzieje, mam wyciągnąć wnioski, nauczyć się czegoś i iść do przodu! Każda sytuacja w moim życiu ma uczynić mnie lepszą, silniejszą i bardziej skuteczną w osiąganiu swoich celów osobą.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Dietetyczne muffinki (lub ciasteczka)

Przepis pochodzi z diety dla cukrzyków, a przynajmniej ja dostałam go od koleżanki, która właśnie z takiego powodu go miała. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby skorzystali z niego również Ci, którzy po prostu chcą spróbować zdrowszej wersji tych popularnych słodkości.
W oryginale są to muffinki. Ja zrobiłam z nich w większości ciasteczka, bo nie dopatrzyłam, że zamiast papierowych foremek na muffinki, wrzuciłam do koszyka te malutkie - na pralinki ;D. A skoro już je kupiłam to postanowiłam wykorzystać ;).




2 szklanki mąki żytniej
1 szklanka płatków owsianych
1 szklanka startych orzechów włoskich
3/4 szklanki posiekanych rodzynek
4 łyżki jogurtu naturalnego
6 łyżek oliwy z oliwek
2 jajka
1 opakowanie budyniu waniliowego bez cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia





W pierwszej kolejności mieszamy wszystkie suche składniki. Następnie dodajemy pozostałe (mokre) i wszystko razem dokładnie mieszamy. Czas pieczenia może różnić się w zależności od wielkości babeczek. Według oryginalnego przepisu wynosi on 30 minut w temperaturze 180 stopni, jednak moje były gotowe już po 12-15 minutach.

Babeczki są mniej słodkie niż tradycyjne (właściwie tylko rodzynki nadają im słodszy smak), jednak jeśli wolicie bardziej słodką wersję można do nich dodać dowolne słodzidło (np. słodzik, ksylitol, miód, syrop klonowy) lub w ostateczności użyć budyniu z cukrem.
Ja nie dodaję nic. Nie jestem słodyczowym amatorem, więc dokładnie taki smak mi bardzo odpowiada :).

Mąkę żytnią można z powodzeniem zamienić. Byłam ostatnio zmuszona ;) to zrobić, bo jak się okazało w domu - nie tylko foremki kupiłam nie takie jak chciałam... Zamiast mąki żytniej w moich zakupach wylądowało... ziarno żyta :D. Młynka nie mam, rozdrabniacz nie dał rady, więc w końcu wymieszałam, po połowie, mąkę gryczaną oraz owsianą i efekt też był pyszny :).

wtorek, 7 kwietnia 2015

Czas w końcu na zmiany!

Natchniona ostatnim szkoleniem postanowiłam, że biorę życie w swoje ręce i zaczynam działać! Tym razem konkretnie. Lista celów, które zamierzam w ciągu kilku miesięcy osiągnąć jest już gotowa, a plan szczegółowy jest w trakcie przygotowań, Ale od czegoś trzeba zacząć. Pierwsza, bardzo istotna sprawa to organizacja czasu. Zaczęłam od najprostszych codziennych spraw i tutaj postanowieniem numer jeden jest wywiązywanie się z listy 'do zrobienia na dziś'. Może nie jest to wielkie wyzwanie, ale jednak bardzo istotne biorąc pod uwagę skuteczność realizacji wszystkich planów i marzeń. Bardzo zapadły mi w pamięć słowa Mariusza Szuby, aby nie szukać wymówek i nie odkładać niczego na później. Najlepsza jest pierwsza myśl i trzeba działać od razu pod wpływem emocji. Tak też staram się robić i muszę się pochwalić, że póki co nieźle mi to wychodzi :).


Staram się też rozróżniać te rzeczy, na które mam wpływ od tych, na które tego wpływu nie mam i odpowiednio dopasować podejmowane działania. Okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne jakby się wydawało. Potrzeba tylko chęci i wiary w to, że się uda. No i działania oczywiście. Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę wielokrotnie marudzimy i narzekamy na sytuacje, które pojawiają się w naszym życiu, zamiast podejmować jakieś decyzje względem nich. W końcu od marudzenia jeszcze nikomu nie udało się tak naprawdę rozwiązać problemów. Już nie mówiąc o zmarnowanym czasie, który można by wykorzystać w jakiś bardziej produktywny sposób.


Wygląda też na to, że nawet mój organizm nie próbuje się buntować ;). Ba! Przeprogramował się na wcześniejsze wstawanie, co bym czasem nie miała wymówki, że się nie wyrobiłam ;). I tak dzień w dzień budzę się między godziną 6:00 a 8:00, mając nastawiony budzik na godzinę 9:00 :D. Nigdy nie byłam rannym ptaszkiem, ale muszę przyznać, że bardzo mi ta sytuacja odpowiada. Zasypiam wcześniej, a budzę się wyspana i gotowa do działania. W sumie nie dość, że gotowa to jeszcze chętna :).

Mam nadzieję, że czas w końcu przestanie mi uciekać przez palce, a ja naprawdę zrobię ogromny krok naprzód. Nie ma na co czekać. Życie jest tylko jedno i tylko my mamy wpływ na to jak będzie wyglądać!

Na koniec genialna piosenka Nickelback'a - What are you waiting for? :). Uwielbiałam ją już przed szkoleniem, ale teraz ma dla mnie dodatkowe znaczenie. A odpowiedź na jej tytułowe pytanie zostawiam każdemu z Was...

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Kwiecień w słowach: Świątecznie... Wielkanoc!

Świąteczna atmosfera niestety coraz częściej mnie omija, nie mniej jednak moje skojarzenia związane z tym okresem nie zmieniają się. Wielkanoc wciąż kojarzy mi się z rodzinną atmosferą, czasem, w którym króluje spokój i radość, a wszędzie dookoła znajdują się pisanki, kurczaczki, zajączki i mnóstwo wielkanocnych potraw.
Także i w tym roku atmosfera kolejnych Świąt nie udzieliła mi się tak jakbym sobie tego życzyła. Chciałabym jeszcze raz przeżyć ten czas tak jak kiedy byłam dzieckiem. Tęsknię za emocjami, które mi wtedy towarzyszyły i pocieszam się tym, że podobno atmosfera w jakimś stopniu powraca, gdy w domu pojawiają się dzieci... ;) Na razie nie wiem jak to jest, bo dzieci jeszcze nie mam, ale pewnie za jakiś czas się o tym przekonam ;). Póki co staram się dostrzegać najmniejsze rzeczy związane z tym czasem, które mogą wywołać uśmiech na mojej twarzy, a także na twarzach mojej rodziny i przyjaciół :).

Co najbardziej lubię w Świętach Wielkanocnych? A może co mi się najbardziej z nimi kojarzy?
Po pierwsze właśnie ta wesoła, rodzinna atmosfera. Co prawda, jak już wspomniałam, nie jest ona taka jak za czasów dzieciństwa, ale jednak jest w niej coś wyjątkowego. Po drugie piękna, wiosenna pogoda - tak wiem, że ostatnio bliższe jest tu określenie 'white easter' ;), ale ja i tak na myśl o Wielkanocy widzę krótkie rękawki, mnóstwo słońca i zieleni :). Wodne śmingusowo-dyngusowe szaleństwo to moje kolejne skojarzenie :). Tutaj najważniejsza jest dobra zabawa, mnóstwo śmiechu i wiele spontanicznych sytuacji, które wywołują uśmiech, a nie obrażoną minę. No i na końcu wielkanocne potrawy. Świąteczne jedzenie ma to do siebie, że raczej nie jest z serii FIT, ale w kontrolowanych ilościach spustoszenia nie zrobi. A jeśli chodzi o moje ulubione wielkanocne dania to mam w sumie dwa. Jednym z nich jest barszcz biały z jajkiem, a drugą babka wielkanocna, najlepiej drożdżowa z rodzynkami ;D. Mimo, że nie jestem słodyczowym łasuchem to w Święta mam do niej słabość ;)

sobota, 4 kwietnia 2015

Śniadaniowo: Mini-fritattki

Kupiona kilka tygodni temu blaszka, w końcu doczekała się pierwszego użycia. I od razu strzał w dziesiątkę :). Oto dzisiejsze śniadanie:


Na dnie układamy ulubione składniki. Ja wybrałam ser feta, polędwicę sopocką, pomidorki śliwkowe i szczypiorek + odrobina oliwy z oliwek. Jajka (4-6 w zależności od ilości składników) roztrzepujemy w misce lub garnku i wylewamy do foremek. Wierzch posypujemy startym serem mozzarella (u mnie była to mozzarella z zalewy). Fritattki pieczemy 12-15 minut w temp. 180 stopni. Najlepiej smakują na ciepło :).

wtorek, 31 marca 2015

Syrop klonowy - lider wśród słodzideł

Wydaje mi się, że syrop klonowy jest jeszcze mało rozpowszechniony w Polsce (być może jest to
spowodowane niekoniecznie niską ceną), jednak uważam też, że warto rozważyć dodanie go do swojej codziennej diety. W moim domu - dzięki rodzinie w Kanadzie - pojawiał się dość regularnie, dlatego jego smak nie jest mi obcy i bardzo często stanowił dodatek głównie do naleśników. Jednak jego zastosowanie może być oczywiście o wiele szersze.

Dlaczego warto spożywać syrop klonowy?
Przede wszystkim dlatego, że w zestawieniu z cukrem, czy słodzikiem syrop klonowy zdecydowanie wygrywa, ze względu na swoje właściwości i wartości odżywcze. Również w porównaniu z miodem okazuje się być górą. Jest bardzo zdrowy, mniej kaloryczny i powstaje w wyniku odparowywania wody z soku klonowego, a więc jest w 100% naturalny.

Jakie są właściwości syropu klonowego?
Jak dowiedli naukowcy z Uniwersytetu w Rhode Island syrop klonowy zawiera aż 54 związki chemiczne, których dotychczas nie znano, a które są właściwe jedynie dla tego syropu. Zawiera witaminy z grupy B, witaminy H oraz PP, biotynę, niacynę, kwas foliowy, a także sole mineralne, takie jak wapń, magnez, potas, fosfor, cynk  i mangan. Jego właściwości bakteriobójcze i przeciwzapalne są wyższe niż w przypadku miodu, posiada właściwości przeciwnowotworowe, korzystnie wpływa na układ krążenia oraz układ nerwowy, pomaga obniżyć poziom cholesterolu, wspomaga pracę wątroby, a dodatkowo pozytywnie wpływa na profilaktykę i leczenie cukrzycy typu B.

Ciekawostką jest to, że syrop klonowy, według badań medycznych (do których źródła niestety nie dotarłam) pobudza zmysły i zwiększa wrażliwość na bodźce, dzięki czemu często bywa nazywany afrodyzjakiem podobnym do szampana, czy lubczyku.

Aż ciśnie się na usta stwierdzenie, że syrop klonowy to samo zdrowie, jednak i w tym przypadku trzeba pamiętać, aby spożywać go z umiarem :).

piątek, 27 marca 2015

Tony Robbins 'The Way Ahead' - moje wrażenia po szkoleniu! :) :)

Ostatni weekend spędziłam w Poznaniu na szkoleniu z Tonym Robbinsem. Przed wyjazdem miałam pewne nadzieje z nim związane, ale tak naprawdę nie wiedziałam do końca czego się spodziewać. Kto to w ogóle jest Tony Robbins? Ja sama wcześniej nie miałam zielonego pojęcia, ale namówiona pojechałam i teraz uważam, że to była bardzo dobra decyzja :).

Krótko mówiąc Tony, a właściwie Anthony, Robbins jest amerykańskim doradcą życiowym i trenerem motywacyjnym. Odniósł ogromny sukces zarówno w biznesie, jak i w życiu osobistym. Pracował z wieloma sławnymi osobami, którym pomógł w chwilach kryzysu w różnych sferach życia. Oprah Winfrey, Hugh Jackman, Eva Longoria, Pitbull, Larry King, Andre Agassi, Serena Williams i Bill Clinton to tylko kilka przykładów.

Szkolenie odbyło się pod hasłem 'The Way Ahead', czyli 'Droga naprzód' i jego głównym celem było przekazanie sposobów osiągania sukcesów zawodowych, finansowych i osobistych. Chociaż tak naprawdę większość wskazówek można z powodzeniem stosować dosłownie w każdej sferze życia.
Byłam zdziwiona, że jeden człowiek na scenie (z której tak na dobrą sprawę widziałam go jedynie dzięki telebimom) potrafił w taki sposób poprowadzić to spotkanie, że ja chciałam działać już, teraz, natychmiast!! A nie dopiero po powrocie do domu! :) I ten stan się utrzymuje :). Podpowiedział też wiele ciekawych rozwiązań, pomógł spojrzeć i uświadomić sobie, że często zabieramy się do wielu rzeczy nie tak jak powinniśmy.
Ostatniego dnia miałam też okazję zobaczyć w akcji naszych polskich trenerów motywacyjnych. Paweł Jan Mróz, Mateusz Grzesiak i Mariusz Szuba w tym gronie byli dla mnie najlepsi :).

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest możliwe streszczenie tutaj wszystkich informacji, które Tony nam przekazał (nie jest to też celem tego posta) i ze względu na prawa autorskie nie mogę też tego zrobić. Ale wklejam tu adres jego bloga, gdzie jest bardzo dużo cennych informacji na temat tego jak zmienić swoje życie - Tony Robbins Blog.


Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ten facet jest niesamowity! Ponad 7.000 ludzi uczestniczyło w tym evencie, a mimo tego nie był to nudny wykład z jakimi zazwyczaj kojarzą nam się szkolenia (zwłaszcza na taką skalę). Dla mnie to była ogromna, fantastyczna impreza, która wywarła na mnie większe wrażenie niż cała moja dotychczasowa edukacja. Tyle siły, wiary w siebie, w sukces i przekonania, że tak właśnie będzie nie miałam jeszcze chyba nigdy (a nie należę do osób, którym tej wiary brakuje). Niesamowite! Bo tak naprawdę to ta energia i chęć do działania decydują o tym, czy osiągniemy sukces!

Tutaj dosłownie fragmencik tego co się działo:
(filmik z profilu J. Rajkiewicza na facebook'u)


Przypuszczam, że wiele osób pomyśli sobie 'co za oszołomy' :P. Ale to było fantastyczne przeżycie! Ludzie bez względu na wiek, bez względu na język (bo byli także ludzie z poza Polski), bez względu na to, czy byli w garniakach, czy w dżinsach, i bez względu na wiele innych rzeczy skakali, krzyczeli, tańczyli i zachowywali się tak, jakbyśmy się wszyscy znali! :) Rewelacja! :D

Do domu wróciłam z mnóstwem pomysłów, pasji, chęci i energii do działania :). I jeszcze z książką 'Obudź w sobie olbrzyma' :). Miałam kupić, a dostałam w prezencie ;). I zamierzam tego olbrzyma rozbudzić w sobie na dobre :D.


Wiele osób może powiedzieć, że to i tak bez sensu. Chwilowy przypływ chęci do działania, a potem i tak wszystko wróci do tzw. normy. Zgadza się - jeśli nic nie zrobimy z tą wiedzą, którą wynieśliśmy to dokładnie tak będzie. Bo tylko od nas zależy co będzie dalej. Nikt za nas naszego życia nie przeżyje i nikt za nas nie zrobi w nim porządku! Sukces i powodzenie też tylko my możemy sobie zapewnić! Oczywiście będą problemy, będą niepowodzenia i trudności. Ale to jest normalne. Pytanie jak my do tego podejdziemy, czy poddamy się po pierwszym upadku, czy zwątpimy w siebie i porzucimy wszystkie chęci do działania. Droga do sukcesu nigdy nie jest prosta i tylko my możemy swoją drogę pokonać!

Ja jestem naładowana tą pozytywną energią i zamierzam wykorzystać wszystko to co zyskałam dzięki temu szkoleniu! :)

środa, 25 marca 2015

Zumba: Maluma - Carnaval (Choreography)

...bo ważne, żeby każdy dzień zaczynać w dobrym humorze :). I ta piosenka z pewnością wprawi i Was w świetny nastrój :)


Jedna z moich ulubionych :)

I jak tu na spokojnie leczyć kaszel ;)...?

niedziela, 15 marca 2015

Determinacja kluczem do Sukcesu! Jak ją utrzymać?

Komentując ostatnio wpis na jednym z blogów przyszedł mi do głowy pomysł na ten właśnie post. Chodzi znów o motywację i determinację. Jak to jest, że jedni je mają, a drudzy z kolei wolą ciągle szukać wymówek, żeby tylko usprawiedliwić swoje lenistwo? I w tym momencie przytoczę zdanie, które gdzieś kiedyś usłyszałam, a które jest tutaj kluczowe i będzie moim punktem wyjścia do dalszych rozważań:


A to znaczy, że urodziliśmy się z motywacją do działania i osiągania kolejnych celów w życiu! Co się z tą motywacją dzieje w późniejszych okresach życia? To jest dobre pytanie, bo wydawałoby się, że wystarczy ją po prostu utrzymać.

Pamiętam jak sama byłam dzieckiem. Nie było chyba takiej rzeczy, której nie zrobiłam jeśli się naprawdę uparłam, że mi się uda. I być może wiele z tych sytuacji było banalnych, ale wydaje mi się, że najważniejszy był ten upór, że ja to zrobię jeśli tylko chcę i będę próbować (oczywiście nie rozmyślałam nad tym w taki sposób, po prostu jak to dziecko przechodziłam do działania). I tak właśnie było m.in. z jazdą na rowerze, której koniec końców według rodzinnych opowieści nauczyłam się sama. Efektem były poobdzierane kolana, poobijane nogi i łokcie i ogólnie podobno wyglądałam jak po wojnie ;), ale cel został osiągnięty. Tak też było w wielu innych sytuacjach. Dzieci nie mają oporów. Chcą coś zrobić, więc działają. Do skutku, aż się uda. Nie zastanawiają się nad ewentualnymi konsekwencjami. I zazwyczaj im się udaje.

Dlaczego więc my, ludzie dorośli, wydawałoby się bardziej świadomi swoich możliwości niż takie małe dziecko, bardziej skupiamy się na ewentualnej porażce niż na tym co możemy zyskać? Oczywiście są sytuacje, kiedy wszystkie konsekwencje trzeba brać pod uwagę, ale nie o tym tutaj mowa. Mam na myśli wszystkie te rzeczy, których największą i najgorszą konsekwencją jest narzekanie, że nie zrobiliśmy tego, czy tamtego, narzekanie z powodu swojego lenistwa itp.
Z jednej strony boimy się podjąć działania, a z drugiej marudzimy, że nic się w naszym życiu nie zmienia (na lepsze). Stawiamy sobie cel, a za chwilę mamy już całą listę rzeczy, które powstrzymują nas od postawienia nawet pierwszego kroku!

Zanim postaram się w kilku krokach podsumować jak wyzwolić w sobie i utrzymać determinację, chcę jeszcze wrzucić tutaj krótką historię, która moim zdaniem bardzo dobrze pokazuje, że życiowy pech, jakim wielu z nas określa swoje niepowodzenia, nie jest żadną zemstą losu, a jedynie brakiem odpowiedniej determinacji w dążeniu do tego co chcemy osiągnąć:

"Historia dwójki ludzi, którzy zrezygnowali ze swojego marzenia wzbogacenia się o niespełna metr za wcześnie. 
Znaleźli jedną z najbogatszych żył złota w Kolorado. Aby móc z niej korzystać, nie wystarczyły już łopaty i kilofy, musieli więc mocno się zadłużyć u rodziny i znajomych, by sfinansować potrzebny sprzęt. Dzięki inwestycji wydobyli kilka wózków złota, jednak w pewnym momencie "pokłady" się wyczerpały. Wiedzieli jednak, że jest to tylko początek i gdzieś tam niżej pod ziemią musi być prawdziwe bogactwo. Kopali więc i wiercili. W chwili zwątpienia postanowili zrezygnować. Sprzedali wszystko właścicielowi skupu złomu za niespełna tysiąc dolarów i wrócili do domu. Okazało się, że do niewyobrażalnej ilości złota dzielił ich niecały metr... a odkrył ją właściciel skupu złomu, który zlecił analizę wykopanego już szybu geologom." (źródło: ciekawnik.pl)

A więc jak już wspomniałam wcześniej my, ludzie dorośli, mamy skłonność do analizowania sytuacji. I ta zdolność jest ogólnie rzecz biorąc ogromnym atutem pod warunkiem, że jest wykorzystana w sposób prawidłowy. Zamiast więc skupiać się na rzeczach negatywnych musimy całą swoją uwagę zwrócić ku pozytywnej stronie podejmowanego działania. Bez tego nigdy nie osiągniemy zamierzonego celu.

Jak więc wykorzystać tą naszą analityczną cechę do osiągnięcia sukcesu?

1. Zapomnij o słowach typu 'niemożliwe', 'nie da się'
Zamiast tego zastanów się w jaki sposób możesz to osiągnąć, co ci jest do tego potrzebne. Uwierz w siebie i w to, że Twoja determinacja nie ma końca. Nie rezygnuj z marzeń tylko dlatego, że pojawiają się trudności w ich realizacji i nie szukaj wymówek, żeby usprawiedliwić to, że nie chce Ci się trochę wysilić. Wbij sobie do głowy, że Ci się uda!

2. Zaakceptuj przeszkody
One na pewno się pojawią, bo rzadko kiedy dostajemy coś podane na tacy. Najważniejsze to zdać sobie sprawę z tego, że nawet jeśli po dwóch krokach w przód o jeden się cofniemy, to nadal jesteśmy o 1 krok bliżej osiągnięcia celu!

3. Myśl pozytywnie!
Bo dlaczego miałoby Ci się nie udać? Postaraj się ćwiczyć pozytywne myślenie i silną wolę nawet w najprostszych codziennych sytuacjach. Metoda małych kroczków pomaga dojść do takiej wprawy, że możesz się nawet nie zorientować, a już będziesz w daleko zaawansowanej fazie działań, które wcześniej wywoływały tyle obaw.

4. Niepowodzenia traktuj pozytywnie
Może i brzmi absurdalnie, ale jest kluczowe, aby się nie zniechęcać. Lepiej postrzegać niepowodzenie jako szansę. Coś nie wyszło - trudno - wyciągam wnioski i próbuję dalej. Dokładnie tak jak dziecko - gdyby tysiąc razy nie klapnęło na tyłek próbując wstać, nigdy nie nauczyłoby się chodzić.

Trochę się tym razem rozpisałam :), ale temat jest według mnie na tyle ważny, że po prostu tego wymagał.

piątek, 13 marca 2015

Kasza gryczana z kurczakiem i warzywami

Propozycja obiadu mega szybkiego i mega łatwego.. czyli w sam raz dla mnie ;). A powstała oczywiście z lodówkowych resztek ;).





1/2 torebki ugotowanej kaszy gryczanej
mała pierś z kurczaka
kilka pieczarek
kilka krążków pora
papryka: żółta i czerwona
sos pieczeniowy (u mnie niestety z torebki)
przyprawy






Pierś z kurczaka smażymy na patelni przyprawiając wedle uznania. Następnie dodajemy pieczarki i dalej dusimy pod przykryciem. Gdy mięso i pieczarki będą gotowe dodajemy krążki pora. Całość zalewamy sosem i mieszamy. Z racji tego, że ja wolę surową paprykę niż duszoną, dodałam ją dopiero po odstawieniu patelni z ognia i tylko wmieszałam ją w pozostałe składniki. Zawartość patelni wykładamy na kaszę i gotowe :).

sobota, 7 marca 2015

Dietetyczne ciacho w 5 minut (z mikrofalówki)

Przepis podpatrzony tym razem na blogu Get Fit Stay Fit. Muszę przyznać, że bardzo szybko postanowiłam go wypróbować, jednak... nie do końca wyszło mi to tak jak na zdjęciu autorki ;). Czyli generalnie standard w moim wykonaniu ;). Ale koniec końców jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji i efekt ostateczny, mimo początkowych wątpliwości, najgorszy nie był (zdjęcie pierwsze, z borówkami). A przynajmniej tak mi się wydaje. W przepisie zmieniłam otręby owsiane na żytnie prażone (bo akurat takie miałam). Ale chyba najważniejsze jest to, że smak był dobry - chociaż tyle ;).


1 jajko
2 łyżki otrębów żytnich prażonych
2 łyżki jogurtu bałkańskiego
3/4 łyżki miodu
1/2 łyżeczki kakao
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

2 łyżki syropu klonowego do polania
owoce do dekoracji

Składniki mieszamy np. w kubku, a następnie wstawiamy do mikrofalówki na 4 minuty.


A oto co się, oczywiście ku mojemu zdziwieniu i rozbawieniu :D, stało podczas tych 4 minut w mikrofalówce:

Ciasto najzwyczajniej w świecie postanowiło wyjść z kubka... ;) Nie mam zielonego pojęcia czy to było spowodowane ilością proszku do pieczenia - za pierwszym razem dodałam 1 płaską łyżeczkę, bo tyle było w oryginalnym przepisie, czy rodzajem otrąb. A może jednym i drugim, bo moje dotychczasowe obserwacje są następujące:
- otręby żytnie + 1/2 łyżeczki proszku = idealnie
- otręby żytnie + łyżeczka proszku = to właśnie to co na zdjęciu obok ;)
- otręby owsiane + 1/2 łyżeczki proszku - ciasto nie wyrosło jak powinno
- otręby owsiane + 3/4 łyżeczki proszku = idealnie

Być może komuś się te informacje przydadzą. Może jest więcej takich osób jak ja, które wszystkie proporcje muszą zweryfikować zasadą prób i błędów ;), zwłaszcza w kwestii jakichkolwiek wypieków (nawet tak banalnie wydawałoby się prostych).. I mimo, że generalnie filozofii tu żadnej nie ma (a post już ma długość kompletnie do tego nieadekwatną) to widok tego ciasta wyłażącego z kubka sprawił, że nie mogłam sobie odmówić wrzucenia tutaj tego zdjęcia :P.

Za drugim razem wyszło już chyba prawie tak jak powinno :). Tylko bez kakaa, bo tym razem o nim zapomniałam ;)


No i za każdym kolejnym razem wychodzi mi już chyba coraz lepiej :). Trening czyni mistrza :P.